Koniec naciągania dyżurów

Dwoje radiologów naciągało chełmski szpital na dyżury, których nie było. Sprawa się rypła i trafiła do prokuratury. A gdy wieść się rozeszła, swoje faktury zaczęli korygować też szpitalni lekarze.

 

Po uruchomieniu nowej pracowni kardiochirurgii dyrekcja szpitala szukała doświadczonych radiologów do obsługi nowego sprzętu. W ramach dyżurów kontraktowych zatrudniono dwie osoby z Lublina. Podobno doskonałych fachowców, którzy bardzo dobrze potrafili przygotować i poprowadzić pacjenta podczas badania rezonansem magnetycznym. Współpraca układała się wyśmienicie do czasu, gdy dyrekcja dopatrzyła się niezrozumiałych wyliczeń godzin na fakturach wystawionych szpitalowi. Okazało się, że radiolodzy liczyli sobie godziny pracy na oddziale, chociaż ten w tych godzinach był zamknięty. A podobno chcieli też dopisywać się do zabiegów, w których nie brali udziału.
– Stwierdziłem dwa przypadki poświadczenia nieprawdy w dokumentach i skierowałem sprawę do prokuratury – przyznaje Jacek Buczek, dyrektor chełmskiego szpitala.
Dyrektor zerwał umowy z radiologami i wstrzymał im płatności. Rzekomo chodzi o zawyżenie faktur na kilka tysięcy złotych. Ale najciekawsze stało się potem. Informacja o wyrzuceniu z pracy radiologów i skierowaniu sprawy do prokuratury rozeszła się po szpitalu. A w wewnętrznym informatorze dyrekcja zapowiedziała weryfikację faktur wystawianych przez pracowników kontraktowych. Chyba sytuacja przestraszyła niektórych lekarzy, bo podobno zaraz po tym zaczęli przychodzić i korygować wystawione faktury. Niektórzy skrupulatnie rozpisywali godziny pracy z dokładnością do kilkunastu minut.
– Co miesiąc są jakieś korekty faktur, więc przypuszczam, że to nie ma związku z tą sprawą – komentuje J. Buczek. (bf)

News will be here