Nie tylko na szczupaki

Wielkimi krokami zbliża się koniec roku, a wraz z nim schyłek sezonu spinningowego. Na Bugu pojawiła się już kra, lód skuł okoliczne starorzecza. To najlepsza pora do podsumowania kilku miesięcy, które w towarzystwie sprzętu od Robinsona spędziłem na poszukiwaniu bużańskich drapieżników. I choć ryb na moim koncie nie było wiele, to kilka z nich okazało się „życiówkami”.

 

W tym sezonie miałem przyjemność sprawdzić, jak sprzęt sygnowany logiem firmy Robinson poradzi sobie w zmaganiach z bużańskimi szczupakami. W skład mojego zestawu weszły: wędzisko Diplomat Pike o długości 2,7 m i ciężarze wyrzutu 10-30g, kołowrotek Pulsar w wielkości 1030, plecionka Phantom Spin, zaś rolę wabików pełniły rippery – Longinus Diver, a także woblery z serii Strike Pro – Alpha Minnow oraz Astro Vibe. O parametrach technicznych mojego sprzętu pisałem we wcześniejszych artykułach. Dziś skupię się na efektach mojego łowienia. Rekordowego szczupaka co prawda na moim koncie dopisać nie mogę (już szykuję się do przyszłego sezonu), ale i tak jestem zadowolony, bo wyprawy z Robinsonem przyniosły mi kilka naprawdę ładnych ryb i mnóstwo niezapomnianych emocji.

Sandacze i bolenie na szczupakową wędkę                   

Boleń, którym otworzyłem sezon szczupakowy
Boleń, którym otworzyłem sezon szczupakowy

Przeszkodą w pełnej realizacji moich planów (dorwania dużego zębatego) stanęła siła wyższa w postaci… braku szczupaków. Od kilku już lat na Bugu trwa niżówka. W tym roku poziom wody był tylko o 2 centymetry wyższy od rekordowego pod tym względem lata 1963 r., kiedy to na wodowskazie we Włodawie zanotowano jedynie 62 cm! Do tego doszedł jeszcze jeden, o wiele ważniejszy czynnik. Otóż od pięciu lat Bug nie wylał. Tym samym szczupaki zostały pozbawione naturalnych tarlisk i ich populacja w rzece drastycznie zmalała. Przyroda nie znosi jednak pustki. W miejsce zębatych pojawiły się sandacze, które są obecnie dominującym gatunkiem w Bugu i to właśnie one sprawiły, że wyprawy nad tą piękną rzekę ze spinningiem w ręku wciąż mają sens. To właśnie w tym sezonie przekonałem się, że do łowienia zanderów wcale nie trzeba mieć dedykowanego wędziska. Owszem, takie będzie najlepsze, gdy stosujemy opad na ciężkich główkach, czy koguty, ale na sandacze uganiające się za drobnicą na płytkiej wodzie, przy opaskach i przykosach spokojnie wystarczy klasyczny kij szczupakowy taki jak Robinson Diplomat Pike.

Ten sandacz pokusił się na biało-czerwonego woblera Strike Pro z serii Alpha Minnow
Ten sandacz pokusił się na biało-czerwonego woblera Strike Pro z serii Alpha Minnow

To właśnie na tę wędkę złowiłem swoją „życiówkę” – sandacza o długości ok. 75 cm, który połakomił się na płytko prowadzonego woblera Robinson Alpha Minnow. Ryba wzięła na krawędzi przykosy i nie miała najmniejszych szans w starciu z Diplomat Pike, który genialnie amortyzował każde jej szarpnięcie i pozwolił na szybki oraz pewny hol. Jednak pierwszy rekord życiowy zestaw od Robinsona pozwolił mi ustanowić już na początku sezonu szczupakowego. 1 maja, na Bugu w okolicach Siedliszcza na końcu mojego zestawu zameldował się piękny boleń. Srebrna torpeda chwyciła ripper Robinson Longinus w kolorze przypominającym ukleję. I tym razem kijek sprawdził się znakomicie. Gnąc się na całej długości nie dał rybie żadnej możliwości uwolnienia się. Warto dodać, że z tych prób obronną ręką wyszedł też kołowrotek Pulsar, którego najlepszą cechą, oprócz niezłego nawoju, jest świetny hamulec z bardzo dużym zakresem regulacji, co pozwala idealnie dobrać siłę hamowania do każdej ryby i każdych warunków.

Spotkanie z królem polskich rzek

Bug w Zbereżu. Kra oznacza koniec sezonu spinningowego
Bug w Zbereżu. Kra oznacza koniec sezonu spinningowego

Prawdziwy chrzest bojowy mój sprzęt od Robinsona przeszedł jednak w sierpniu. Na Bugu w Uhrusku, przy biczowaniu wody w ujściu Uherki na końcu zestawu poczułem potężne szarpnięcie. Po chwili „tarmoszenia się” ryba powoli ruszyła na ukos w górę rzeki, kierując się w stronę zwaliska starych wierzb przy ukraińskim brzegu. Od razu wiedziałem, że na końcu plecionki znalazł się sum, i to wcale nie mały. Po sposobie, w jaki się poruszał i jak reagował (właściwszym określeniem będzie tu brak reakcji) oceniam go przynajmniej na kilkanaście kilogramów. Ryba nie dała mi najmniejszych szans na zatrzymanie, czy nawet spowolnienie holu. Na szpuli miałem nawiniętą plecionkę Robinson Phantom Spin o średnicy 0,12 mm i wytrzymałości 9,7 kg. Hamulec kołowrotka Pulsar miałem dokręcony do granic wytrzymałości linki i rolę amortyzatora w dużej mierze przejęło wędzisko. Gięło się ono niemiłosiernie aż do samego dolnika, reagowało na każde poruszenie głową króla naszych wód, dwa razy skutecznie zapobiegło zerwaniu plecionki po tym, gdy sum uderzył ogonem w linkę. Niestety, ta nierówna walka trwała tylko kilka minut i zakończyła się moją porażką. Sum nie zatrzymując się nawet na chwilę wpłynął w zawady po drugiej stronie rzeki i tak się skończyła moja przygoda z największą rybą życia. Te zmagania z żywą łodzią podwodną na końcu zestawu w żaden sposób nie wpłynęły na stan mojego sprzętu.

Reasumując

Zarówno Diplomat Pike Spin jak i kołowrotek Pulsar nadal sprawują się tak, jakbym przed chwilą je rozpakował. Dla mnie to najlepsza rekomendacja i dowód na to, że sprzęt dobrej jakości wcale nie musi słono kosztować. Celująco egzamin zdały też przynęty, na które złowiłem swoje dwie „życiówki” oraz plecionka, która właściwościami i wytrzymałością bije na głowę produkty w podobnej cenie.

News will be here