Stracił nogę, potrzebuje protezy

Mateusz w dzieciństwie przeżył wypadek rolniczy. Maszyna wciągnęła mu nogę. Trzeba ją było amputować. Chłopak potrzebuje nowej protezy. Jest na to szansa.

Mateusz Krzeszczyk z gminy Sawin jest uśmiechniętym, pogodnym chłopakiem. Zaraża życiową energią i optymizmem. 14 lutego, w walentynki obchodził 18. urodziny. Ale dorosnąć musiał dużo wcześniej niż jego rówieśnicy. Tragedia, którą przeżył, gdy miał 8 lat, zmieniła jego życie. Nie użala się jednak nad sobą, a siły i hartu ducha można mu pozazdrościć. Dzień, w którym doszło do wypadku, pamięta w detalach. Wszedł do obory. Znał tu każdy kąt, ale wiedział, że trzeba być ostrożnym. Tuż przed zgarniaczem obornika poślizgnął się i upadł. Maszyna była uruchomiona. Zębate koło wciągnęło mu nogę. Zobaczył krew. Wołał o pomoc. Po chwili przybiegła jego mama. Wzięła go na ręce i zaniosła do domu. Nie stracił przytomności. Był w szoku. Nie czuł bólu, tylko mrowienie w nodze. Rodzice próbowali nie dopuścić, aby zobaczył rany. Karetka zabrała go do chełmskiego szpitala. Tam przemyli i opatrzyli nogę. Sytuacja była jednak tak kiepska, że Mateusza skierowano do Lublina. Potem było już tylko gorzej. Wdała się gangrena. Narządy chłopca przestawały funkcjonować. Lekarze stwierdzili, że konieczna jest amputacja, w przeciwnym razie, zakażenie obejmie cały organizm, a Mateuszowi zostanie kilka godzin życia. Amputując nogę powyżej kolana, medycy zostawili ścięgna i nerwy, aby w przyszłości możliwy był przeszczep. Po operacji Mateusza natychmiast przetransportowano do szpitala we Wrocławiu. Tam umieszczono go w komorze hiperbarycznej, uniemożliwiając rozprzestrzenianie się bakterii zgorzeli. Najbliżsi obawiali się reakcji chłopca na wiadomość o amputacji nogi. Mateusz dowiedział się o tym po paru dniach. Przypadkiem. Pielęgniarka znienacka odsłoniła kołdrę i wtedy chłopiec zobaczył, że nie ma nogi. Był zszokowany. Mama, która przy nim czuwała, próbowała go pocieszać, ale po chwili to on pocieszał ją. Powiedział wtedy słowa, które jego najbliżsi zapamiętają na zawsze: „Mamo, najważniejsze, że żyję”.
– Mateusz jest chłopcem o niezwykłej sile, w trudnych chwilach często to on wspierał nas – mówi pani Elżbieta, mama Mateusza. – Bardzo dobrze sobie poradził z tą sytuacją. Nie narzeka. Cieszy się życiem. I to najbardziej w nim cenię.
Swoje 9. urodziny Mateusz obchodził w szpitalu. Prosił lekarzy, aby wypisali go na Wielkanoc, ale nie było o tym mowy. W tym czasie jeździł na wózku inwalidzkim. Po paru miesiącach wrócił w końcu do domu. Wypadek nie zabił w nim miłości do wsi, zwierząt i rolnictwa. Chłopiec uczył się w Szkole Podstawowej w Sawinie. Dzieci nigdy mu nie dokuczały z powodu niepełnosprawności. Poruszał się o kulach, ale jednocześnie uczył się chodzić z protezą. Ta nauka, połączona z rehabilitacją, była bolesna i czasochłonna. Mateusz znajdował jeszcze czas, aby zajmować się swoimi zwierzątkami: kucykiem, owcą, kozą. Rodzice kupili mu je nie dlatego, aby spełnić jego kaprys, ale po to, aby uczył się obowiązkowości. Chłopiec potrafił wstać o piątej rano, nakarmić swoje zwierzątka, a następnie przyszykować się do szkoły.
– Jestem wdzięczny rodzicom za to, że mnie nie rozpieszczali, tylko uczyli twardo stąpać po ziemi – mówi Mateusz. – Dzięki temu odnalazłem się w tej sytuacji i potrafiłem się z nią pogodzić. Musiałem dorosnąć w wieku dziewięciu lat. Aby nauczyć się chodzić z protezą, trzeba było znieść wiele cierpienia. Powstają rany, odciski, odparzenia, krew dosłownie się leje. Ale trzeba zacisnąć zęby i jakoś znieść ten ból. Nie jest mi przykro, gdy ktoś pyta, dlaczego nie mam nogi. Wyjaśniam, że miałem wypadek. To spotyka wielu ludzi. Ważne, że żyję. Zdarzają się ciekawskie spojrzenia, ale nie mam do nikogo pretensji. W mojej szkole spotykam się z pełnym zrozumieniem. Zresztą, moje życie nie różni się znacznie od życia rówieśników. A ostatnio zdarzyło się coś, co dało mi wielką nadzieję.
Mowa o niezwykłym przedsięwzięciu, największym biegu charytatywnym w kraju, organizowanym we wrześniu br. przez Fundację Poland Business Run. Pieniądze zebrane podczas biegu w Lublinie zostaną przeznaczone na nową protezę dla Mateusza. Ta, z której obecnie korzysta 18-latek, od początku nie była najlepszej jakości, poza tym jej okres przydatności minął i już dawno powinna być wymieniona. Lej, ważna część konstrukcyjna starej protezy, popękał. W efekcie na kikucie nogi tworzą się rany i odparzenia. Rodzice Mateusza zaczynali formalności związane z zakupem nowej protezy dla syna, gdy dowiedzieli się o biegu charytatywnym i szansie z nim związanej. Chłopiec zrobił ogromne wrażenie na inicjatorach akcji.
– Wytypowano Mateusza, bo jest niezwykłą, aktywną osobą, z konkretnymi planami na przyszłość, a poza tym jego dotychczasowa proteza rozpada się – mówi Daniel Kołyga, koordynator biegu w Lublinie. – Niedawno odbyła się konferencja Fundacji z udziałem Mateusza. Jego otwartość i sposób, w jaki opowiadał o rolnictwie, o swych pasjach i planach, wzbudziła podziw wszystkich obecnych, w tym marszałka województwa lubelskiego. Fundacja nie czeka aż do września, tylko już teraz zleca wykonanie odlewu protezy. Ona jest Mateuszowi potrzebna jak najszybciej. Zachęcamy wszystkich do wzięcia udziału w biegu charytatywnym. Zebrane pieniądze zostaną przeznaczone nie tylko na protezę dla Mateusza, ale także na pomoc dla innych osób niepełnosprawnych w województwa lubelskiego.
Do tego apelu włącza się także Bogusław Marczuk, dyrektor Zespołu Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego w Okszowie, w której uczy się Mateusz.
– Będziemy wspierać tę akcję – mówi dyrektor Marczuk. – Mateusz zasługuje na pomoc. To bardzo aktywny chłopak, ostatnio zrobił prawo jazdy. Bardzo dobrze sobie radzi i ma mnóstwo przyjaciół.
Nowa proteza Mateusza ma być dużo lepsza niż dotychczasowa. Ale chłopak cieszy się, że zebrane pieniądze pomogą też innym potrzebującym.
– Będę bardzo szczęśliwy, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, bo jest szansa, że moje życie zmieni się na lepsze – mówi Mateusz. – Ale nie chodzi tylko o to. Zebrane pieniądze mogą też ułatwić życie innym niepełnosprawnym. A jest ich naprawdę wielu. Niektórzy siedzą zamknięci w domu, bo obawiają się wyjść z czterech ścian. Wiem, że czasem to nie jest łatwe, także ze względu na bariery, jakie spotykamy. Te wszystkie formalności, biurokracja, dofinansowania do niezbędnego sprzętu, aby nasze życie było łatwiejsze, są czasami drogą przez mękę. Zachęcam wszystkich do udziału w biegu charytatywnym. Ja tam będę! (mo)

News will be here