Szokujące są wstępne wyniki sekcji zwłok trzech osób zamordowanych kilkanaście dni temu w Piaskach Szlacheckich pod Krasnymstawem. 30-letni Krzysztof C. bił swoich rodziców i kuzyna po głowie drewnianym trzonkiem od siekiery do czasu, aż nie dawali żadnych oznak życia. Potem zabrał z domu alkohol i kilka tysięcy złotych. Po nieudolnej próbie ukrycia zwłok pojechał do Warszawy.
Przypomnijmy. Szokującego odkrycia krasnostawska policja dokonała w Piaskach Szlacheckich (gmina Gorzków) w czwartek (13 lipca) wieczorem. Tego dnia z komendą w Krasnymstawie skontaktowała się 32-letnia mieszkanka miasta. Była zaniepokojona, bo od jakiegoś czasu nie mogła skontaktować się ze swoimi rodzicami, mieszkającymi w Piaskach Szlacheckich. Pod wskazany adres natychmiast wysłano patrol. Mundurowi nie mogli uwierzyć w to, co zastali na miejscu. W jednym z pokoi piętrowego domu znaleźli bowiem zwłoki trzech osób – dwóch mężczyzn i kobiety.
– Ciała posypane były białym proszkiem, być może wapnem, i przykryte plandeką oraz styropianem – opowiadał nam wówczas Piotr Wasilewski, rzecznik krasnostawskiej policji. Szybko okazało się, że zabici to 57-letni Janusz C., jego 54-letnia żona Jolanta oraz ich kuzyn 84-letni Stanisław M. Wszyscy zginęli od ciosów w głowę zadanych twardym narzędziem, najprawdopodobniej siekierą. Szybko zatrzymano młodszego z synów małżeństwa C. – 27-latka. Starszy, 30-letni Krzysztof C., odnalazł się w Warszawie. 57-letni Janusz C. był synem zmarłego w 2015 r. krasnostawskiego poety i społecznika Edwarda Franciszka Cimka, Jolanta C. uczyła historii w SP w Tarnogórze w gminie Izbica.
Już w sobotę, 15 lipca, dwa dni po odkryciu zwłok, zarzuty potrójnego zabójstwa usłyszał 30-letni Krzysztof C. Młodszy z synów, Przemysław C., został przesłuchany i zwolniony do domu, najprawdopodobniej nic nie wiedział o zbrodni. W poniedziałek, 17 lipca, odbyła się sekcja zwłok Jolanty i Janusza C. oraz Stanisława M. Jej wstępne wyniki potwierdziły, że cała trójka zmarła w wyniku ran głowy i twarzy, które powstały poprzez zadawanie ciosów twardym narzędziem. Najprawdopodobniej Krzysztof C. użył trzonka od siekiery, którym tłukł bliskich tak długo, aż przestali oddychać. Drobni rodzice i wiekowy już kuzyn nie mieli szans w starciu z dobrze zbudowanym i wysokim mężczyzną. Po dokonaniu tej straszliwej zbrodni 30-latek zabrał rodzicom drobną kwotę pieniędzy, za które kupił alkohol, a także 5 tys. zł zaoszczędzone przez 84-letniego Stanisława M., po czym pojechał do Warszawy. Policja odnalazła go w jednej z tamtejszych izb wytrzeźwień. 30-latek przyznał się do winy, złożył wyjaśnienia, ale prokuratura nie zdradza szczegółów jego przesłuchania. Krzysztof C. trafił do aresztu, ma być zbadany przez biegłych psychiatrów. Grozi mu dożywocie. (kg)