O godz. 22:31, w niedzielę (3 kwietnia), przy al. 3 Maja czas się zatrzymał. Pędzące z ogromną szybkością od strony cmentarza srebrne audi A6 w pewnym momencie zjechało z drogi. Siedzący za kierownicą 27-letni chełmianin Robert Ż. stracił panowanie nad kierownicą. Auto uderzyło w krawężnik, na chwilę stanęło w poprzek, po czym poleciało z impetem na stojący przy drodze betonowy słup oświetleniowy. Siła uderzenia była tak duża, że stojący na prawym boku samochód dosłownie złożył się w pół.
– Lampa przycisnęła pojazd w taki sposób, że konieczne było rozcinanie auta, by wydostać ze środka kierowcę i pasażerów – informuje Tomasz Błaziak, naczelnik wydziału ruchu drogowego Komendy Miejskiej Policji w Chełmie.
Pisk opon, ryk silnika, przeraźliwy huk, który świadkowie wypadku porównywali do wybuchu gazu oraz nieustanne wycie klaksonu. Mieszkańcy os. Bazylany wyszli na ulicę, by zobaczyć, co się stało. Na miejscu zdarzenia zebrał się tłum gapiów. Ci, którzy z okien swoich domów widzieli moment wypadku, byli zszokowani „ludzką znieczulicą”. Jak mówili, chwilę po zdarzeniu drogą jechało inne auto. Kierowca nie zatrzymał się, by wezwać pomoc, ani nawet nie zwolnił, widząc audi „oplecione” latarnią – jak gdyby nigdy nic skręcił w osiedlową drogę.
W audi siedziało trzech mężczyzn. Strażacy rozcięli pojazd, a służby ratunkowe przewiozły na sygnale poszkodowanych do chełmskiego szpitala. Ale nie wszystkich… Dla 27-letniego Roberta nie było już nadziei. Kierowca zginął na miejscu. Obok niego, na fotelu pasażera, siedział 25-latek. Jak się okazało, miał 1,5 promila alkoholu we krwi.
– Mężczyzna doznał urazu kręgosłupa, ale jego stan jest na tyle dobry, że nie wymaga operacji. Musi przebywać pod obserwacją i nadzorem lekarzy – mówi Arnold Król, dyrektor ds. lecznictwa w chełmskim szpitalu.
W o wiele gorszym stanie (ale również stabilnym) znajduje się 41-latek. Ratownicy wyciągnęli mężczyznę z tylnego siedzenia. Ma zmiażdżone nogi. Wymaga przejścia szeregu zabiegów i operacji ortopedycznych, które mają być przeprowadzone w następnym tygodniu. Obrażenia, jakich mężczyzna doznał w wypadku, mogłyby być mniej poważne, gdyby tylko jechał z zapiętymi pasami bezpieczeństwa…
Nie od dziś wiadomo, że w godzinach wieczornych i nocnych al. 3 Maja (tak jak i ul. Rejowiecka) zamienia się w tor wyścigowy dla cwaniaków i kierowców bez wyobraźni. Mieszkańcy „Bazylan” jedynie przytakują głowami – silniki samochodów i motocykli „ryczą” tu systematycznie, wyścigi urządzane są od ronda przy Lidlu do skrzyżowania z ul. Wojsławicką. Prosta droga, więc trasa kusi do szybkiej jazdy, zwłaszcza, gdy jest ciemno i pusto na ulicy. Tylko po co? Dla chwili adrenaliny? Autodestrukcji? Próby samobójczej?
Robert miał przed sobą całe życie. Osierocił sześciomiesięczne dziecko. Niestety, na własne życzenie. Co prawda w momencie wypadku wskazówka licznika nie zatrzymała się w konkretnym miejscu, ale policjanci mówią wprost – jechał z prędkością kilka razy większą niż dopuszczalna na tym odcinku. Na temat szczegółów okoliczności tego tragicznego wypadku wypowiedzą się jednak biegli.
Informacja, o tym, że rodzina Roberta za pośrednictwem platformy internetowej prosi o pomoc w zbieraniu pieniędzy na pochówek 27-latka, wywołała mieszane uczucia i podzieliła społeczeństwo. (pc)