Główna księgowa włodawskiego szpitala złożyła wypowiedzenie z pracy. W jej ślady może pójść także dyrektor Elżbieta Korszla, która otrzymała propozycję kierowania szpitalem w Parczewie. Czy to oznacza, że już nie ma czego ratować?
O tragicznej sytuacji SPZOZ we Włodawie pisaliśmy wiele razy. Teraz doszły do nas informacje, że z tonącego okrętu zaczynają uciekać decydenci. Jest jednak i dobra informacja – na ich miejsce podobno są już kandydaci, gotowi nawet za mniejsze pieniądze przejąć stery włodawskiej lecznicy, której sytuacja finansowa jest gorzej niż tragiczna i już chodzą słuchy, że mimo zastrzyku gotówki z powiatu, wkrótce znowu może zabraknąć pieniędzy na wynagrodzenia.
Jak się dowiedzieliśmy, z końcem stycznia wypowiedzenie z pracy złożyła Barbara Kiełek, główna księgowa. Obowiązuje ją trzymiesięczny okres wypowiedzenia. Co ciekawe, jej wynagrodzenie jest znacznie wyższe od pensji starosty. Na jej miejsce szykowana jest jednak już nowa pracownica z wieloletnim stażem. Podobny ruch zamierza wykonać dyrektor Elżbieta Korszla, która z końcem stycznia otrzymała wypowiedzenie warunków płacy z 25 tys. zł na 19 tys. zł miesięcznie.
Zgodnie z prawem ma do połowy marca czas na przyjęcie tych warunków. Mówi się, że nie zgodzi się na to, ponieważ z końcem stycznia pojawił się wakat na stanowisku dyrektora szpitala w Parczewie. I tam właśnie zaproponowano Korszli pracę. W Parczewie dyrektor zarabiał 24 tys. zł brutto miesięcznie, więc będą to podobne pobory. Czy odejdzie, przekonamy się zapewne w najbliższych dniach. Ona sama nie odbiera telefonów. Na emeryturę wybiera się natomiast naczelna pielęgniarek Anna Flis, która zajmuje to stanowisko od „niepamiętnych czasów”.
Starosta Mariusz Zańko nie chce komentować tych rewelacji, ale zapewnia, że na każde rozwiązanie personalne w tym wypadku jest przygotowany. Według naszych ustaleń ma już nawet osoby, które objęłyby najważniejsze funkcje w szpitalu. Pytanie tylko, czy ktokolwiek jest w stanie uratować placówkę. (pk)