Czujnością nie popisali się dwaj włodawscy policjanci, którzy pojechali do Adampola (gm. Wyryki), by zatrzymać i dowieźć do zakładu poprawczego 17-latka. Młodzieniec, mimo założonych kajdanek, zdołał się wyrwać funkcjonariuszom i uciec. Namierzono go dopiero po dwóch dniach.
Mieszkaniec adampolskich bloków, mimo młodego wieku ma na swoim koncie liczne występki i przestępstwa. Jak mówią okoliczni ludzie, jest do cna zdemoralizowany i nie istnieją dla niego żadne zasady ani normy społeczne. Swego czasu było o nim głośno, ponieważ terroryzował młodszych kolegów i zabierał im pieniądze. Nie realizował też obowiązku szkolnego. Dlatego właśnie włodawski sąd skierował go na resocjalizację do zamkniętego ośrodka dla nieletnich. Problem w tym, że nastolatek miał gdzieś tę decyzję i wolał dalej pić i rozrabiać, niż siedzieć w zamknięciu.
W poniedziałek (9 września) włodawscy mundurowi pojechali do jego mieszkania, by dowieźć go do zakładu poprawczego. Zastali nastolatka na miejscu, skuli mu kajdankami ręce i ruszyli do radiowozu. I właśnie w tym momencie młody przestępca odepchnął mundurowych i ze skrępowanymi rękoma rzucił się do ucieczki. Doskonale znał teren, więc szybko zdołał zgubić pościg i ślad po nim zaginął. Oczywiście szybko zarządzono poszukiwania, bo dla policjantów sprawą honoru było nie tylko namierzenie uciekiniera, ale też odzyskanie kajdanek. I o ile to pierwsze się udało, to służbowy sprzęt zaginął. – W poniedziałek policjanci realizowali nakaz doprowadzenia do ośrodka wychowawczego 17-latka z gminy Wyryki. Podczas czynności nieletni uciekł z miejsca zamieszkania. W wyniku podjętych działań poszukiwawczych policjanci zatrzymali 17-latka, który po ponad dobie poszukiwań trafił do właściwej placówki wychowawczej wskazanej przez sąd we Włodawie – mówi asp. Elwira Tadyniewicz z KPP we Włodawie. O dokładnych okolicznościach tej, bądź co bądź, niechlubnej akcji rzecznik więcej mówić nie chce. (bm)