Podobnie jak przed rokiem Rajd Dakar dla Jakuba Piątka, lubelskiego motocyklisty, zanim na dobre się rozpoczął już się zakończył. O ile w poprzedniej edycji wychowanek KM Cross i HRT Racing na pierwszym etapie zaliczył wywrotkę, w efekcie której odniósł poważną kontuzję, i musiał wycofać się z rywalizacji, o tyle tym razem, na początku drugiego odcinka, posłuszeństwa odmówił mu motocykl.
Drugi etap z Pisco do Pisco z odcinkiem specjalnym o długości 267 km miał być możliwością do odrobienia strat z pierwszego dnia imprezy, kiedy za ominięcie waypointa Kuba Piątek otrzymał karę dwóch godzin i z 36. miejsca w klasyfikacji spadł aż na 109.
Niestety, na 10 kilometrze odcinka specjalnego awarii uległ silnik, na tyle poważnej, że kontynuowanie rywalizacji nie było możliwe. Jakub Piątek wraz z motocyklem został przetransportowany do biwaku, a jego start w Dakarze dobiegł końca.
– Wielka szkoda. Bardzo to przeżywam. Mnóstwo pracy włożyłem w przygotowania i w to żebym w ogóle znalazł się na starcie, a rajd znowu zakończył się już tak szybko – mówi rozczarowany Jakub Piątek. – Początek rajdu był obiecujący. Wracałem po dłuższej przerwie, byłem głodny rywalizacji. Pierwszy odcinek, króciutki, bo zaledwie 30-kilometrowy przejechałem w bezpiecznym tempie, a i tak udało mi się uzyskać najlepszy czas z Polaków. Później kara z rzuciła mnie niestety na dalszą pozycję. Przed drugim odcinkiem byłem równie mocno zmotywowany. Wiedziałem, że ten czas jest do nadrobienia, a pozycja do poprawienia. Niestety, 10 kilometrów po starcie przy prędkości 100 km/h silnik zrobił takie chrst i stanął. Wiedziałem, że ta usterka jest nie do usunięcia. Nawet gdybym jechał na plecach z zapasowym silnikiem, to bez serwisu i pomocy mechaników naprawa była by niemożliwa. Zasady Dakaru są brutalne. Nie kończysz odcinka nie kończysz rajdu – dodaje Kuba Piątek.