Dyrygowanie filharmonią?

Antoni Wit jest jednym z najwybitniejszych dyrygentów polskich. Swoją pozycję zdobył długą współpracą z najważniejszymi orkiestrami polskimi, jak i poprzez gościnne występy z czołowymi zespołami świata. Przez 17 lat, od 1983 do 2010 roku, kierował Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach. W tym czasie ze swoim zespołem dał blisko sześćset koncertów, odbył niezliczone tournées za granicą, nagrał blisko sto płyt, fot. z okładki książki "Dyrygowanie. Sprawa życia i śmierci" wyd. SW Czytelnik

Wydarzeniem w Filharmonii im. Henryka Wieniawskiego w Lublinie był 24 lutego 2023 koncert symfoniczny z cyklu „Rok wielkich rocznic, słynnych kompozytorów”. Orkiestrę Filharmonii prowadził w nim legendarny polski dyrygent światowej sławy. W naszej rozmowie zajął stanowisko co do zmian w tej instytucji. Wcześniej odbył ciekawe zajęcia z młodzieżą szkoły muzycznej. Z kolei 28 lutego urząd marszałkowski zamknął nabór kandydatów do nowego konkursu na dyrektora FL – pierwsza procedura konkursowa, z czerwca 2022, nie przyniosła rezultatu. Nieoficjalnie wiemy, że swój akces do konkursu złożył ponownie Wojciech Rodek.

24 lutego za pulpitem przed Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Lubelskiej stanął sam prof. Antoni Wit – polski dyrygent międzynarodowej sławy, którego rekomendować nie trzeba. 79-letni maestro poprowadził filharmoników najpierw do zagrania dwóch hymnów narodowych – pierwszy Ukrainy następnie Polski. Tak uczczono tu rocznicę inwazji rosyjskiej na kraj naszych sąsiadów.

Koncert rozpoczęła Uwertura do opery „Wilhelm Tell” Giacomo Rossiniego. Jej brawurowe wykonanie przez 99-osobową orkiestrę FL wzbudziło owację publiczności już w tej fazie występu. W drugiej części, pomniejszony o połowę skład zespołu, zagrał Koncert Wiolonczelowy d-moll hiszpańskiego twórcy Édouarda Lalo. Nostalgicznie brzmiącym solo popisał się tu znakomity wiolonczelista Tomasz Strahl.

Zwieńczeniem wieczoru był Koncert na orkiestrę Witolda Lutosławskiego – dzieło bardzo rozbudowane formalnie i wymagające technicznie. Chwilami sprawiało wrażenie przypadku w strukturze rytmicznej, czasem dysonansu, jednak całość podlega tu ścisłej organizacji dźwięków. Nawet jeśli nie uwodzi melodyką, tu fascynowało maestrią wykonania orkiestry FL, znów w pełnym składzie. Pod batutą tego artysty brzmiała jak jeden instrument, mimo iż maestro prowadził cały popis bez partytury, po prostu na pamięć. – Tak potrafią tylko giganci dyrygentury – komentuje po występie zafascynowany Dariusz Dąbrowski, klarnecista.

Antoni Wit podkreśla, że ów wielki koncert to kontrakt jeszcze przed 4 lat: – Zamówił go u mnie ówczesny dyrektor FL, więc to obiecane wydarzenie musiałem zrealizować, mimo perturbacji.

W foyer FL była dostępna książka, która ukazuje osobowość artysty pt. „Dyrygowanie. Sprawa życia i śmierci” – wywiad z nim przeprowadziła Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz, krakowska dziennikarka. Mistrz batuty rzeczowo i barwnie, nie szczędząc anegdot mówi o swym życiu, rodzinie, zainteresowaniach, o bogatym dorobku artystycznym. – Jego świat jest pełen wspaniałych dzieł muzyki, znakomitych solistów: śpiewaków i instrumentalistów, słynnych orkiestr oraz wielkich kompozytorów – promowała publikację Halina Ostrowska w naszej rozmowie.

To wyjątkowy gość Filharmonii

Gdzież mógł stanąć w Lublinie jak nie w Hotelu Wieniawski? Do Filharmonii stąd jest raptem 300 metrów. Blisko tydzień zajęło dyrygentowi przygotowanie orkiestry do koncertu w trakcie codziennych prób. Mimo to profesor Antoni Wit z żoną Zofią znaleźli czas, by odwiedzić Ogólnokształcącą Szkołę Muzyczną I i II st. im. Karola Lipińskiego. Maestro skorzystał z zaproszenia dyrektor Beaty Syczuk, by wystąpić tu w charakterze wizytatora orkiestry szkolnej. Bo „Lipiński” ma nawiązaną stałą współpracę z Filharmonią Lubelską. – To spójne i szerokie kontakty, pomysł dyrektora Rodka, który umożliwia nam występy na jej scenie. Obecna p.o. dyrektora FL Zuzanna Dziedzic kontynuuje tę współpracę. Cykl koncertów nosi nazwę „Muzyczna 10”, gramy je tam 5,6 razy w roku. Szkoła dostaje wejściówki na koncerty symfoniczne – chlubi się dyrektor Syczuk.

To również możność zapraszania dostojnych gości Filharmonii. Stąd i arcyciekawe spotkanie z Antonim Witem, które aranżuje – nie pierwszy raz Bożena Romanowska z Działu Artystycznego FL. Miejscem spotkania jest próba szkolnej orkiestry symfonicznej złożonej z 40 uczniów najstarszych klas. Zespół prowadzą Maciej Sztor – dyrygent i Natalia Kozub – nauczyciel gry na skrzypcach, muzyk Filharmonii.

Pod batutą Antoniego Wita zabrzmiała Uwertura akademicka Johannesa Brahmsa. Skąd ten wybór? – Przygotowujemy się do współpracy ze szkołą muzyczną w Hamburgu, na występy tam właśnie. A muzyka Brahmsa to program do wspólnych wykonań. Na Hamburg przewidziano ponadto dwa Koncerty brandenburskie Antonio Vivaldiego – precyzuje pani dyrektor.

Wraz z nauczycielami muzyki w szkole obserwujemy jak Antoni Wit po belfersku rozlicza młodych instrumentalistów z ich potknięć. Upomina ich umiejętnie, swojsko skraca dystans, widać jego dobre porozumienie z licealistami oddanymi muzyce poważnej.

Prof. Antoni Wit odpowiadział przy okazji na kilka naszych pytań:

– Jakie są Pana wrażenia z pobytu w Szkole Muzycznej I i II st. im. Karola Lipińskiego, gdzie oprawę dla Pana sylwetki tworzyła młodzież?

– Bardzo się cieszę, że jest tu tylu uczniów, którzy oddają się muzykowaniu w orkiestrze. Wymaga to przecież poświęcenia ich czasu i energii, niezależnie od nauki w szkole. To już druga moja wizyta u nich. Poprzednio też miałem zajęcia z tutejszym zespołem, graliśmy Egmont Beethovena. To jedna z lepszych młodzieżowych orkiestr jaką dyrygowałem. Z przyjemnością stwierdzam, że jest w niej mnóstwo utalentowanych młodych ludzi. Oby tylko mogli później znaleźć miejsce w społeczności zgodnie z muzycznym wykształceniem i aspiracjami.

Taki „inkubator” orkiestry, te zajęcia, które Pan przeprowadził z uczniami czy satysfakcjonują utytułowanego dyrygenta?

– To było bardzo interesujące doświadczenie, ponieważ normalnie pracuję z orkiestrami zawodowymi, które mają całkiem inne sposoby reagowania, inne problemy do pokonania. Tutaj mogłem wykazać się jako nauczyciel młodzieży, korygować ich trudności. Słysząc zaawansowane brzmienie tego zespołu można śmiało tu mówić o „wylęgarni” talentów do nowych orkiestr symfonicznych.

Jakieś refleksje z tego Pana pobytu w Lublinie?

– Pracuję tu codziennie ze świetnym zespołem. Koncert na Orkiestrę, który ćwiczymy na 24 lutego, jest bardzo wymagającym utworem Lutosławskiego. Stwierdzam, że orkiestra symfoniczna Filharmonii jest w bardzo dobrej formie. Znakomita. Skoro koncertowała przez dwa miesiące w Ameryce, już samo to mówi za siebie. Niełatwo jest zaistnieć na tamtejszej scenie. Jednak znalazł się znakomity impresario – był nim wówczas Wojciech Rodek – który wprowadził ten zespół na światowe sceny. Ja również przebywam tu z powodu wydarzenia, które on zaplanował. Spróbuję go zaprosić na ten piątkowy koncert, jeśli znajdzie czas.

Obawiam się, że jest w rozjazdach. A jak Pan ocenia filharmonię po zmianie dyrekcji?

– Bardzo zdziwiła nie ta zmiana. Ja znam Wojciecha Rodka od początku jego kariery, 2 lata był moim asystentem w Warszawie. A tutaj, jako dyrektor filharmonii w Lublinie, miał piękną działalność, co zaowocowało wyjazdem jego zespołu do USA oraz nagraniem wielu płyt dla wytwórni Naxos. To zapisze się w historii Filharmonii.

Niedobrze, że politykę kadrową prowadzi się w taki sposób. Zmiana dyrektora winna być dokonywana z rozmysłem a nie pod wpływem jakichś emocji. Władza nadrzędna tej instytucji, urząd marszałkowski, jest odpowiedzialna za skutki takich decyzji.

Widzi Pan szansę na przywrócenie poprzedniego dyrektora FL?

Tak. Bo obecny bezpański okres w życiu Filharmonii może prowadzić do pogorszenia się jej poziomu, gorszej atrakcyjności tego miejsca, mniejszego zainteresowania publiczności repertuarem. Marszałek, nawet jeśli sam się nie orientuje w takich sprawach artystycznych, musi mieć doradców, którzy mu referują sytuację po dokonaniu tej zmiany.

Trudno mi wyobrazić sobie dalsze funkcjonowanie FL bez Wojciecha Rodka. To lublinianin z wyboru. Nie pojmuję jak można było pozbyć się takiego organizatora pracy tej instytucji, takiego artysty. Wypowiedziałem się na ten temat w korespondencji do marszałka województwa, prosiłem go o podjęcie decyzji zgodnej z uznaniem polskich środowisk muzycznych. I nadal proszę.

Wiem, że sprawa zwolnienia dyrektora Rodka jest obecnie w Sądzie Pracy. Gdyby ktoś chciał wziąć pod uwagę moje zdanie w kwestii jego kompetencji na utraconym stanowisku, to będę do dyspozycji, rzec można: po jasnej stronie mocy!

Marek Rybołowicz