Dzicy lokatorzy śmieją się im w twarz

Dom i jego otoczenie przed wynajęciem

Przed kilkoma laty rodzeństwo z Krasnegostawu wynajęło kobiecie z dwójką dzieci dom przy ul. Reja. Zlitowali się nad nią, bo płakała, że nie ma gdzie się podziać. Dziś nie mogą się jej pozbyć, choć nie płaci regularnie czynszu, dewastuje nieruchomość i wprowadził się do niej konkubent. Nie pomogła nawet interwencja policji. Może pomoże „Interwencja” Polsatu, który w ubiegłym tygodniu wyemitował materiał o gehennie rodziny z Krasnegostawu.

Historia ta ma początek w 2014 r. Wtedy to Witold Kardyka i jego siostra wynajęli dom kobiecie z dwójką dzieci. O tym, jak było, opowiada nam Alan Kardyka, syn Witolda, zaangażowany w odzyskanie nieruchomości należącej do ojca i ciotki.

– To był grudzień. Powiedzieli mojemu ojcu, że matka wyrzuciła ich z domu, więc ojciec się zlitował i ich tam przyjął. Cena za wynajem to były grosze, początkowo 450 zł, potem 500 zł. Nie chciał na tym zarabiać, tylko aby dom nie stał pusty i nie niszczał – wspomina Alan Kardyka.

W 2019 roku pan Witold przez przypadek dowiedział się, że kobieta w wynajmowanym domu zarejestrowała firmę. Nie spytała go o zgodę. Postawił więc wypowiedzieć umowę najmu.

– Od tego czasu zaczęły się problemy. Co prawda najpierw najemczyni zapewniła, że się wyprowadzi, ale potem przestała odbierać od nas korespondencję i z nami rozmawiać. Nie chce przyjmować ani pism o podwyżce czynszu, ani innych wezwań. Nie wpuszcza nas do środka. Złośliwie i skutecznie uniemożliwia kontrolę stanu technicznego budynku, do czego mój ojciec ma prawo – zauważa nasz rozmówca. – W międzyczasie wprowadził się do niej partner, który śmiejąc się nam w twarz zapowiedział, że „nie sprzedamy tego domu”, a eksmisja „będzie dłuuuugo trwała”.

Jak twierdzi syn współwłaściciela nieruchomości, dzicy lokatorzy w ogóle o nią nie dbają. Doprowadzili do pożaru sadzy w kominie, przez co doszło do uszkodzenia dachu, który dziś grozi zawaleniem. Niemalowane okna wypaczyły się, a kiedy wylało szambo, to pan Witold musiał zająć się problemem. – Do tego we wrześniu ubiegłego roku nawet ten groszowy czynsz przestali płacić regularnie. Należność za październik uregulowali dopiero teraz, w styczniu – opowiada Alan Kardyka.

W ubiegłym tygodniu razem z ojcem i ciotką przyszli na wynajmowaną posesję z policją z nadzieją, że mundurowi umożliwią im wejście do domu, sprawdzenie w jakim stanie technicznym jest budynek i skłonią intruzów do wyprowadzki. Ci do środka wpuścili tylko funkcjonariuszy. Skończyło się na pouczeniu lokatorów, że sprawa zostanie skierowana do sądu i może zakończyć się nakazem eksmisji. – Pan jest właścicielem, ale bez jej zgody nie możemy nic tutaj zrobić – usłyszał od policjanta Witold Kardyka.

Właściciele domu są bezsilni i sfrustrowani. – Nie może być tak, że właściciel nie może wejść do własnego domu i pozbyć się z niego dzikich lokatorów, którzy niszczą jego własność i nie płacą czynszu. Pozostaje mu założenie sprawy sądowej, która może potrwać kilka lat i nie wiadomo czy skończy się happy endem, bo gmina może nie mieć lokalu, do którego można ich eksmitować – załamują ręce Kardykowie. – To chore przepisy, które powinno się zmienić. (kg)

Nie dość, że lokatorzy nie płacą i zaniedbali budynek, to jeszcze urządzili graciarnię na podwórku
News will be here