Już dawno żaden samochód nie dał mi tyle frajdy, co ten usportowiony maluch rodem z Korei. Do gustu przypadł mi nawet dziwaczny dźwięk trzycylindrowego uturbionego silnika. Oczywiście nie brakuje malkontentów, dla których ponad 10 sekund do setki to wieczność, ale pokażcie mi drugie takie auto, które na drugim biegu spokojnie łapie 80 km/h.
Nadwozie i wnętrze
Hyundai i10 w usportowionej odmianie N Line prezentuje się bardzo zadziornie, głównie dzięki pakietowi stylistycznemu w postaci czerwonych wstawek w dolnej części zderzaków i w wielkim grillu, podwójnej końcówce układu wydechowego i 16-calowym felgom. Nawet bez tych dodatków koreański maluch wygląda dobrze. Ma bardzo agresywnie narysowany przód, liczne przetłoczenia i zwężającą się ku tyłowi linię okien i dach zakończony sporym spojlerem.
Do tego mamy dyfuzor w tylnym zderzaku, czarne lusterka i lakier w świetnym popielatym kolorze. Po zajęciu miejsca w kabinie liczne czerwone przeszycia foteli i na kierownicy, czerwone obwódki wlotów powietrza i aluminiowe nakładki na pedałach nie pozwalają nawet na chwilę zapomnieć, że to auto ze sportową duszą. Trójramienna kierownica obszyta skórą ma logo „N” i świetnie leży w dłoniach. Za nią mamy wyglądające na pierwszy rzut na cyfrowe zegary, ale pozory mylą, bo to tylko podświetlana tarcza wskazująca prędkość i obroty.
Pośrodku niej mamy wyświetlacz ze wskazaniami komputera pokładowego. Wszystko jest bardzo przejrzyste, czytelne i fajnie wyglądające. Centrum dowodzenia pełni centralnie umieszczony ekran dotykowy z podstawowymi pokrętłami i skrótami w wersji analogowej. Grafiki są zwykłe i bardzo proste, tak jak obsługa całego systemu. Poniżej znajdziemy panel klimatyzacji z pokrętłami pokrytymi czerwoną gumą, jeszcze niżej dwa gniazda USB i zapalniczki oraz ładowarkę indukcyjną.
Małym arcydziełem jest gałka dźwigni biegów rodem wyjęta z większych sportowych modeli marki. W tunelu środkowym znalazło się miejsce na dwa kubki i trójkątną wnękę na monety czy inne drobne przedmioty. Jak na tak niewielkie gabaryty, muszę przyznać, że miejsca w drugim rzędzie jest wystarczająco dla czterech dorosłych osób. Bagażnik ma pojemność 252 litrów.
Silnik i skrzynia biegów
Pod maską i10 zamontowano trzycylindrowy silnik benzynowy z turbiną o pojemności 1 litra i mocy 100 KM, który maksymalny moment obrotowy wynoszący 172 Nm osiąga już przy 1500 obr./min., dzięki czemu rwie do przodu o wiele raźniej, niż wynikałoby to z papierów. Duża w tym zasługa świetnej manualnej skrzyni z pięcioma przełożeniami, z których trzy pierwsze są bardzo długie. Dość powiedzieć, że na dwójce bez problemu można dojść do 80 km/h, więc w mieście dynamiczna jazda tym autem daje mnóstwo radochy. Co ciekawe, katowanie i spokojna jazda nie wpływają bardzo znacząco na zużycie paliwa, które średnio oscyluje w okolicach 5,5 – 6 litrów benzyny.
Zawieszenie i komfort jazdy
Wydawać się może, że sportowa charakterystyka tego samochodu wpłynie na komfort jazdy. Nic bardziej mylnego. Owszem, ze względu na niewielkie rozmiary i rozstaw osi we znaki dają się poprzeczne nierówności, ale i10 radzi sobie z nimi bezgłośnie i całkiem sprężyście. Do tego mamy bardzo precyzyjny układ kierowniczy, co w połączeniu z małymi gabarytami powoduje, że tym Hyundaiem jeździ się jak gokartem. Autko bardzo dobrze radzi sobie także w trasie. Jest dobrze wyciszone, bo nawet przy prędkościach autostradowych hałasy nie dają się mocno we znaki.
Wyposażenie i cena
Testowy egzemplarz był topowo wyposażony i na jego pokładzie znalazło się wszystko, co dała fabryka. 16-calowe koła, pakiet N Line, podgrzewane fotele i kierownica, tempomat, klimatyzacja, doświetlanie zakrętów, mnóstwo elektronicznych wspomagaczy jazdy, wielofunkcyjna kierownica, kamera i czujniki cofania, czy światła w technologii LED. Najtańszy Hyundai i10 kosztuje 70900 zł. Topowa odmiana N Line zaczyna się od 86900 zł, a z najmocniejszym silnikiem kosztuje 91900 zł.