Krasnostawski SOR to nie Leśna Góra

– Gównoburza i kto dowali więcej… – tak skomentował w internecie skargę pacjentki jeden z ratowników medycznych krasnostawskiego SOR. Opisał też, jak wygląda zwykły dzień pracy na SOR.

Jedna z mieszkanek Krasnegostawu postanowiła podzielić się w internecie tym, co spotkało ją w SOR krasnostawskiego szpitala. – Z bólem głowy, wymiotami i drgawkami nie wpuścili mnie na SOR, bo miałam skierowanie na zastrzyki do przychodni – napisała na profilu „Krasnystaw Nowy” na Facebooku. – Młody pielęgniarz, który wyszedł przed drzwi, powiedział, abym udała się do przychodni. Powiedziałam, że nie dojdę, na co on: „a co mnie to obchodzi”. Zostawił mnie leżącą pod drzwiami – dodała.

Wspomniany pielęgniarz postanowił skomentować ten wpis.

– Tak się składa, że to na mnie Pani wtedy trafiła – przyznał. – Jeśli Panią w jakiś sposób uraziłem przepraszam, nie było to moją intencją, a reakcja była spowodowana pośpiechem. Nie da się rozwiązać wszystkich problemów tego świata. Jednak proszę nie koloryzować opowieści w internecie. Jak sama Pani napisała miała skierowanie na zastrzyk do POZ nie na SOR. Nie była Pani w stanie nagłego zagrożenia zdrowia i życia, leczenie było już wdrożone, o czym świadczyło wyżej wymienione skierowanie na zastrzyki. Była Pani w pełni przytomna, świadoma i chodząca, a nie leżąca pod drzwiami, jak to barwnie Pani opisuje nakręcając temat.

Ratownik zauważył, że skoro już mieszkance Krasnegostawu, mimo złego samopoczucia, udało się piechotą dotrzeć na SOR, równie dobrze mogła znaleźć się w POZ. – Przecież karetka Pani nie przywiozła. Lepiej, uświadomię Panią, że w ogóle nie musiała się Pani ruszać z domu, gdyż w każdym POZ jest pielęgniarka środowiskowa, która przyjeżdża do domu i robi zastrzyk, wystarczyło zadzwonić, że nie jest Pani w stanie dotrzeć ze względów zdrowotnych – skomentował.

Przy okazji pielęgniarz opisał, co w tamtej sytuacji działo się w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. W chwili gdy na SOR pojawiła się wspomniana kobieta, pod jego drzwi podjechały dwie karetki z nowymi pacjentami, a małe dziecko z dusznością czekało do zapisu na oddział.

– Pacjentów trzech, a ja sam – relacjonuje mężczyzna. – Odpowiedzcie sobie, kto w tej sytuacji potrzebował „pilnej pomocy”, a kto mógł udać się do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Niestety, wszystkie problemy świata zgłasza się na SOR i potem zdziwienie, że coś trwa długo. Rozumiem, że powinienem Panią pogłaskać, wezwać taksówkę i za nią zapłacić, wtedy byłaby Pani zadowolona? Proszę wybaczyć ironię, ale nie mogę tego czytać. Wszyscy stoimy w kasie w marketach i cierpliwie czekamy, ale nikt nie zacznie opierdzielać kasjerki, dlaczego tak długo albo drogo, bo ona nie ma na to wpływu. Podobnie jest u nas. System jest niewydolny i nie my ponosimy za to odpowiedzialność – podkreśla pielęgniarz.

Na koniec mężczyzna zaapelował do mieszkańców Krasnegostawu i powiatu krasnostawskiego, by przestali narzekać na „swój” SOR: – Bo jak go zamkną, będziecie jeździć do Chełma, Lublina czy Zamościa i dopiero zobaczycie, co to znaczy czekać.

Pielęgniarz przyznał dalej, że zdarza się, że na krasnostawskim SOR pacjenci spędzają trzy dni.

Po prostu nie ma miejsca w szpitalnych oddziałach, głównie na wewnętrznym. Chorym proponuje się wówczas leczenie we Włodawie, Tomaszowie Lubelskim czy Hrubieszowie, ale ci się na to nie zgadzają. Po prostu wolą być bliżej domu.

– Szpital nie jest z gumy, ludzi starszych jest coraz więcej i czekają na wolne miejsca. Nie ma oddziału dla oczekujących. Nagle zjawia się rodzina i się ciska „dlaczego tu się nic nie dzieje, mama od rana siedzi, do prokuratora dzwonię”, i tak wkoło, jak gdyby prokurator miał zrobić miejsce na oddziale – pisze pielęgniarz z SP ZOZ w Krasnymstawie.

Mężczyzna apeluje do pacjentów, by przestali sugerować się serialem „Dr House”, w którym wokół jednego chorego biega „pięciu lekarzy non stop”. – W Polsce na konsultacje lekarza specjalisty czeka się kilka godzin. Na badania krwi z laboratorium znów kilka godzin – podsumowuje. (kg)

News will be here