Wszystkie znaki wskazywały na alpaki

Stworzenie minizoo miało być remedium na kryzys, który przyszedł wraz z pandemią. Dzisiaj „Alpaka u Bedenaka” jest miejscem, jakiego nie ma nigdzie w okolicy. Oprócz kontaktu z alpakami, królikami, danielami czy kozłami można tu po prostu miło i przyjemnie spędzić czas i naładować baterie na łonie pięknej przyrody.

Zaczęło się dwa lata temu. Ariel Bedenak pracował w warszawskiej korporacji. Gdy nastała pandemia, skończyła się robota.

– Siedziałem w tym betonowym molochu i myślałem o przyszłości – mówi. – Obejrzałem program, w którym jakiś człowiek rzucił wszystko, wyjechał na odludzie i założył alpakarnię. Pomyślałem, że to mogłoby wypalić i u nas. Pochodzę z Włodawy. Tato miał tu działkę, ze starym budynkiem po SKR, staw, który wykopaliśmy wiele lat temu i kawałek lasku, który sami sadziliśmy.

Podzieliłem się z nim pomysłem i tak to się zaczęło. Od razu zacząłem myśleć nad sposobami sfinansowania tego przedsięwzięcia. Po tym, jak skończyły się oszczędności, napisałem projekt, który zyskał akceptację i pieniądze się znalazły. Wymieniliśmy ogrodzenie, zrobiliśmy parking i podjazd oraz remont mniejszego budynku. Sprowadziłem do Żukowa pierwsze zwierzaki.

Dzisiaj mam siedem alpak, kilka kóz, daniele, owce kameruńskie i króliki. W planie są też kangury i egzotyczne ptaki – opowiada Bedenak. Jego minizoo cały czas rozwija się i ewoluuje. Trwa adaptacja budynku, w którym będzie mieścić się kawiarenka, mała lodziarnia, sala na imprezy okolicznościowe oraz warsztaty plastyczne i edukacyjne. W planie jest też sklepik z produktami regionalnymi oraz wyrobami z wełny alpak. Będzie też zaplecze socjalne z kuchenką, więc każdy będzie mógł przywieźć własny posiłek i go podgrzać albo przygotować na miejscu. Jest też i miejsce dla najmłodszych z trampoliną i domkiem zabaw.

– Założenie jest takie, by było to miejsce, w którym każdy może spędzić czas, ciesząc się kontaktem z przyrodą, świeżym powietrzem i wiejską atmosferą – tłumaczy Ariel. – Już wkrótce do oferty wprowadzimy alpakoterapię. Układamy właśnie nasze zwierzaki i przyzwyczajamy je do chodzenia na smyczy czy odpowiedniego reagowania na ludzi. Jeśli ktoś będzie miał ochotę, można zabrać jedną z naszym alpak na spacer po wsi albo do pobliskiego lasu – dodaje.

Właściciel dzieli obecnie czas między Warszawę, gdzie mieszka z dziewczyną i małym synkiem, a Żuków. Pod Włodawę przyjeżdża na weekendy, ale robi to z wielką ochotą.

– Początki były trudne, nadal jeszcze dokładamy do interesu, ale widząc jak to fajnie się rozwija i jakie daje perspektywy na rozwój, jadę tu z uśmiechem na twarzy, chociaż wiem, że będę musiał ciężko pracować od rana do nocy. Daje mi to jednak ogromną satysfakcję. Jestem pewien, że obrałem dobry kierunek, o czym świadczy co najmniej kilka znaków, jakie otrzymałem, bo inaczej tego nazwać nie umiem. Proszę sobie wyobrazić, że gdy kupowałem nasze alpaki, jedna z nich miała na imię Bedi, a to przecież moja ksywka od dawnych lat. Drugi miał na imię Leon, a tak nazywa się mój synek.

Ale to nie wszystko. Rok temu „Alpaka u Bedenaka” miała swoje stoisko na Festiwalu Trzech Kultur we Włodawie. Rozłożyliśmy się niedaleko bożnicy, na zielonym skwerku. Tuż obok skup złomu miał pewien starszy pan. Gdy sprzątaliśmy stanowisko, przypadkiem zajrzałem do jego skupu i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to okrągły blaszany znaczek pochodzący z Peru, a na nim… alpaki. Gdy go ujrzałem, wiedziałem, że moja przyszłość będzie związana z tymi zwierzakami. Blaszkę oczywiście kupiłem i teraz dumnie wisi na wejściu do szopy, w której nocują alpaki – przyznaje Bedenak.

Poza sezonem „Alpaka u Bedenaka” jest czynna w weekendy. Od wiosny będzie otwarta dla gości codziennie. Można przyjechać z przyczepą campingową, kamperem lub pod namiot. (bm)

News will be here