Kiedy czyste powietrze nad nami?

Od stycznia do końca października tego roku w Lublinie dni z dobowym przekroczeniem norm pyłów PM10 było ponad dziesięć razy więcej niż normy przewidują na cały rok kalendarzowy

Miażdżąca krytyka ekspertów objęła działania władz centralnych, które miały polepszyć jakość powietrza w kraju. Miały… gdyż deklarowane w styczniu br. zmiany nie przyniosły praktycznie żadnych rezultatów. Smog nad Polską ma się dobrze. Palenie byle czym, ubóstwo, niedocieplone domy, spaliny samochodowe – to główne jego przyczyny

Temat powraca wraz ze spadkiem temperatury otoczenia, ale i w efekcie zaniedbań władz, które miały 10 miesięcy na przeciwdziałanie zjawisku.

– Już na dwa miesiące przed końcem roku mamy więcej dni z tzw. dobowym przekroczeniem norm pyłów we wdychanym powietrzu niż w całym roku 2016 i w latach poprzednich – alarmują działacze miejscy Lublina.
W przypadku trzech najważniejszych parametrów jakości powietrza: 24-godzinne stężenie pyłu PM10, średnioroczne stężenia PM2,5 i poziom benzo/a/pirenu notuje się przekroczenie norm lokujące nas nieomal w strefie skażeń. Dziwi więc fakt, że Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Lublinie na temat przekroczenia rocznych, dopuszczalnych norm poinformował w komunikacie opublikowanym dopiero 21 listopada skoro informacja dotyczy okresu od 1 stycznia 2017 do 31 października 2017. To wzbudza czujność lubelskich ekologów.
– Ilość dni z dobowym przekroczeniem norm pyłów PM10 w dniu publikacji danych wynosiła w Lublinie o 11 więcej niż przewidują normy krajowe i zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia w roku kalendarzowym – zauważa Andrzej Filipowicz z Lubelskiego Alarmu Smogowego, który powstał w styczniu br. jako odzew na katastrofalny stan powietrza nad Lublinem podczas ubiegłej zimy).
Polski Alarm Smogowy to ruch ekspercki, zrzeszający lokalne organizacje w całym kraju. Oddychamy najbardziej zanieczyszczonym powietrzem w całej Unii Europejskiej. Udowodniono, że każdego roku umiera z tego powodu 45 tys. obywateli. Czara goryczy przelała się właśnie w styczniu tego roku, gdy w Polsce zanotowano 11 tys. zgonów więcej ludzi niż rok wcześniej.

Gdzie jest „Czyste powietrze”?

Taką nazwę – „Czyste powietrze” – nosi narodowy program, którego efektów ciągle brak. Przyjęty przez rząd w styczniu, jest niczym pusta kartka papieru. Martwe zapisy stanowi w nim 13 z 14 postulatów, jakie przedstawił wówczas Polski Alarm Smogowy.
– Mija blisko rok, a nie widać realizacji antysmogowych obietnic. W sierpniu minister rozwoju wydał jedynie rozporządzenie zakazujące sprzedaży najgorszych kotłów, co ma obowiązywać od lipca 2018. Ale i ten dokument zawiera zasadnicze wady: np. urządzenie wytwarzane za granicą nie podlega już zakazowi zakupu, można sobie przywieźć takiego „śmieciucha” z Litwy czy Słowacji – zauważa Andrzej Guła. Jego zdaniem program położył kompletny brak źródeł finansowania, bo same inwestycje, wymiana złych kotłów oraz docieplenie domów stanowią w skali kraju koszt co najmniej 100 mld zł – domy w Polsce są wyjątkowo energochłonne: 7 na 10 jest słabo ocieplonych lub wcale. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska nie ma takich środków., podobnie jak budżet państwa.

Kwota budząca śmiech

– Widzimy, że ochrona powietrza nie jest w Polsce priorytetem. Na ten cel rząd przeznaczył dotychczas 200 mln zł, kwotę budzącą śmiech. To ułamek pieniędzy, jakie pójdą na projekt „Strzelnica w każdym powiecie” – mówi Ewa Lutomska. Dodaje, że sama ochrona zasobów wodnych kraju kosztuje nas ponad 2 mld zł.
Bez regulacji z Warszawy samorządy lokalne poszczególnych województw nie mogą podjąć żadnych działań własnych poza badaniem opinii publicznej na ten temat.
Tylko w jednym punkcie program „Czyste powietrze” zasłużył na  uznanie – tak oceniono prace dokonane przez  Ministerstwo Rozwoju. Chodzi o eliminację starych urządzeń grzewczych i zakaz sprzedaży nowych, do których można wrzucić wszystko i spalić.
– Fakt, ta prosta regulacja winna nastąpić znacznie wcześniej. Wymiana kotłów w skali kraju potrwa kilka, nawet kilkanaście lat – potwierdza Maciej Nowicki, były minister środowiska, dziś w organizacji Eko Fundusz. Dodaje, że pierwsze inicjatywy w tej sprawie to zasługa tzw. ruchów miejskich i działaczy samorządów, ale państwo jakoś dziwnie nie podjęło się rozwiązań systemowych.

Batalia o dobry opał i ekologię

Działacze Alarmu od początku zabiegają o wyeliminowanie z obrotu detalicznego paliw stałych, jak: miał, muł węglowy, floto-koncentrat, czyli wszystko to, co zalega na hałdach jako odpady wydobywcze. Wolno je eksploatować jedynie w energetyce, gdzie spalanie jest kontrolowane i filtrowane.
Odpady górnicze to wręcz czerpanie zysku dla budżetu państwa ze zdrowia Polaków. Te pieniądze idą na konto spółek skarbu państwa – twierdzą aktywiści PAS.
Bo jakie parametry cechują opał dostępny na rynku? Pomijając niską kaloryczność i wilgoć, zawarte w nim związki chloru i siarki, rtęć, popiół, dioksyny sprawiają, że jest on toksyczny. A zatem paradoks: nawet w obliczu wielkich strat zdrowotnych rząd nie wprowadza zakazu sprzedaży takiego „węgla”. Kupując, opał, klient nie wie, jak wielką krzywdę robi sobie i innym – twierdzą specjaliści z PAS i stawiają z tego powodu „dwóję” ministrowi energii.
Podobnie, gdy chodzi o transport niskoemisyjny, tzw. elektromobilność. Założenia programu dają w krótkim czasie przywileje samochodom elektrycznym. Ma być promowane konstruowanie i upowszechnianie pojazdów elektrycznych, co przełoży się na mniejsze zanieczyszczenie powietrza. Dochodzi także pełna kontrola toksyczności spalin. Bez takiej regulacji prawnej problem niskiej emisji nie da się zażegnać. Jednak tego nie ma w programie rządu – zauważa Jakub Jędrzak.
Alarm krytykuje ponadto zaborczą urbanizację miast: niszczenie tzw. stref napowietrzających oraz strategicznych obszarów zieleni.

A uchwały antysmogowe?

One praktycznie nie przynoszą nic, póki nie zostaną uchwalone przepisy na szczeblu centralnym – twierdzą specjaliści. Tylko wówczas będzie można wyeliminować ze sprzedaży odpady wydobywcze. Okazuje się, że wdrożenie owych uchwał w całym kraju praktycznie jest niemożliwe. Przeszkodę stanowi ubóstwo Polaków – najbiedniejsi ogrzewają się tym co najtańsze.
Państwo winno pomagać takim ludziom, niezbędne są pieniądze na ten cel.
Potrzeby w tym zakresie najlepiej znają ośrodki pomocy społecznej. Jednak ta wiedza rzadko przekłada się na środki dla najuboższych. Jako dopłat do ekologicznego paliwa w programie „Czyste Powietrze” w ogóle ich nie przewidziano. Gdy zaś chodzi o subsydiowaną wymianę kotłów grzewczych, to pieniądze trafiają nie zawsze do ludzi najbardziej potrzebujących, do najuboższych gospodarstw indywidualnych – wynika z analiz Alarmu.
Marek Rybołowicz

Unia upomina

Jak podaje PAP w ubiegły czwartek Komisja Europejska wezwała Polskę do wdrożenia unijnych przepisów dotyczących badania jakości powietrza. Rząd w Warszawie dostał dwa miesiące na udzielenie odpowiedzi. Jeśli będzie ona niesatysfakcjonująca, sprawa może trafić do Trybunału. Chodzi o dyrektywę z 2015 roku, która mówi o metodach referencyjnych, zatwierdzania danych i lokalizacji punktów pomiarowych do oceny jakości powietrza. Przepisy te aktualizują niektóre cele dotyczące jakości danych związanych z pomiarem zanieczyszczeń. – „Państwa członkowskie były zobowiązane do wdrożenia tej dyrektywy do 31 grudnia 2016 roku. Polska tego nie zrobiła i w związku z tym Komisja kieruje do polskich władz uzasadnioną opinię i daje im dwa miesiące na odpowiedź” – podkreślono w komunikacie KE.

News will be here