Jabłonka wasza a płot nasz

W tym roku, w majowy odpust Izydora w Rymaczach, była taka scena: Krystyna Turkowska z domu Tołyż przyjechała z Płocka po raz pierwszy. Rodzice osiedlili się w Darłowie. Od ponad 70 lat nikt tutaj od nich nie był. Stanęła przed rodzinnym domem mamy. Wyszła z domu Ukrainka, nawiązała się rozmowa i licytowanie starego majątku z uśmiechem. Rosną tam stuletnie jabłonki. Zapytała Krysia: – A te jabłonki to czyje? – Nu! jabłonka toż wasza a płot już nasz! – odrzekła Ukrainka.


Wiele podobnych wspomnień, historyjek i żartów opowiadano do późnej nocy, przy stołach i orkiestrze w Dworku Pan Tadeusz w Żółtańcach. Goście VII Zjazdu Kresowian Ziemi Lubomelskiej i Wołynia przybyli licznie. Czekali na ten moment cztery lata. Z pokolenia najstarszego, ponad 80-letniego, było 27 osób. To już ostatni świadkowie życia Polaków na Wołyniu na starych sadybach, po ludobójstwie i wysiedleniu. Rozniosło ich po świecie i całej Polsce. Długo się szukali, nie było kontaktu, ale powoli wszyscy swoich odnaleźli. Ludzie, którzy z własnej potrzeby porzucają Ojczyznę, przenoszą swój dom kilka razy, nie mogąc zagrzać miejsca, na pewno ich nie zrozumieją. Ale Wołynianie, szczególnie ci spod Lubomla, nie wyobrażają sobie życia bez duchowej Ojczyzny. Od 28 lat jeżdżą na odpusty i cmentarze. Kto tylko pragnął, był wielokrotnie. Kto nie chciał, zawsze przed śmiercią żałował. Całe pokolenie z lat dwudziestych i wcześniejszych już odeszło. Młodzi utożsamiają się z wirtualnymi miejscami przodków z www.rymacze.pl. Jednak też w sporej liczbie zjechali licealiści i studenci kresowi.

Kresowiakiem się jest z rodu, nic tego nie zmieni – bo coś w duszy gra. Do słuchu i tańca śpiewały Brusowianki z Polesia i Koral z Kamienia, wywodząc stare pieśni weselne z Kresów. Sielanki z Sielca to trzon Zjazdów. Były na wszystkich – nawet dwukrotnie w Darłowie na Pomorzu w 2011 i 2013 roku.

Zapomne ja łengi, zapomne ja wode
Ale starych Rymacz, zapomnieć nie moge

– wyśpiewywali najstarsi. Starych Rymacz – rzeczywiście. O 600-leciu najstarszych polskich wsi na Wołyniu, Jagodzina i Rymacz, przypominało hasło Zjazdu.

Starsi świetnie mówią gwarą, nawet potrafią w trzech językach a także w chachłackim (tak zwanym prostym), bowiem Wołyń był wielojęzyczny. Młodzi też przejmują schedę kultury i podśmiewając się, powtarzają: Gdzie kraj, tam obyczaj.

Przysłowia zebrane i poezję czytał poeta Cyprian Łuszczyk a Emilia Gryniuk (po dziadkach z Kątów) w dawniejszym stroju i wianku szykowała się do śpiewu (laureatka z Kazimierza) aż nocy zabrakło. Mówią o nich – do tańca i różańca – bowiem z chełmskich i okolicznych rodów jest kilka osób duchownych, malarzy, dziennikarzy i aktorów. Z Rymacz był Stanisaław Rudzki – malarz (później w Roztoce). Z Rymacz jest Stanisław Koguciuk – pławanicki Nikifor.

Dobrze w Hameryce, jak idzie rubota
A lepiej w Rymaczach, jak przyjdzie subota.

Goście z Kanady też dojechali i z całej Polski, poczynając od Szczecina a kończąc na Nadbużu. A rodowo – począwszy od Kołek do samej Bindugi – Kowel, Łuck, Podiwanówka, Dubno (razem z 24 miast i miejscowości na Wołyniu). Polubili się spotykać, większość zna się, a ci nowi poznają dalekich familiantów i ludzi „od nas”. Może innych to dziwić, ale sympatycy z Chełma wiedzą, czym jest tęsknota za ojcowizną, ta duchowa, najgłębsza. Od lat wielu z nich towarzyszy w pielgrzymkach i uroczystościach, razem z Wołynianami przeżywa wszystko i dokłada się do kosztów. W tym roku po Zjeździe pozostała historyczna tablica w dzwonnicy przy Bazylicie NNMP w Chełmie. Wybrali celowo dzwonnicę, bo ją widzieli pierwszą na horyzoncie, po wysiedleniu, ucieczkach, w różnych stanach ducha, bez chleba i bez żadnego dobytku (często w sieroctwie i załamaniu) po przekroczeniu granicy, na drodze z Okop. Kto tego nie przeżył, nie ma wyobrażenia, czym była dla nich, ze spalonego Wołynia, ziemia tutaj, krajobraz i ludzie – Polacy.

W sobotę – koncert zespołu Sosna z Sosnowicy, przy Wołyńskiej Piecie. Poezja i wspólna modlitwa, spotkanie wielopokoleniowe – to ostatnie akcenty VII Zjazdu Kresowian w Chełmie.

Modlili się, cieszyli, obdarowywali – specjalnie drukowanymi na te okoliczność obrazkami pielgrzymów z MB z Lubomla i Izydorem. Jedni drugich wypytywali – kiedy znowu, gdzie się spotkamy. Roztęsknimy się, to za długo…

„Jak mamy tęsknić, to razem” napisała Kupraczanka w księdze gości, na wspomnianej wyżej stronie a wnuczka Dobrego Stacha (dzisiaj z Kujaw) – we śnie czy majakach widziała wszystkich z okolicy: Matrona Petruka, Mudroho Piotra, Matrosa – Stachniuka i Biłoho, i Kuroczku, Demka i Cyrolke, i Marynie, i Okrase, i Benia (bo im wszystkim po powstaniu listopadowym car rozwścieczony poprzepisywał nazwiska i zaczęła się kołomyja). Wszystko pamiętają i przekazują historię.

Wiem to, bo towarzyszę im od trzydziestu lat w Towarzystwie i podróżach. Wielobarwną kulturą i ich duchowością nigdy się nie nasyciłem. Wszystkim wokół Zjazdu – za wszystko dziękuję!

Krzysztof Kołtun

News will be here