Lecimy bez turbulencji

Nie zwrócimy milionów za lotnisko! – postanowiła Komisja Europejska. Dzięki wytężonej pracy urzędników marszałka Sławomira Sosnowskiego, a także dyskretnej pomocy europosła Krzysztofa Hetmana, Komisja Europejska zgodziła się ostatecznie na skompensowanie ewentualnej „kary” za niewykonanie planu funkcjonalnego lotniska z wydatkami rzeczywiście poniesionymi na inne inwestycje realizowane przez województwo przy udziale tzw. środków unijnych.
Jak już informowaliśmy, PLL nie udało się uzyskać planowanej wcześniej liczby pasażerów. Tymczasem wielkość ta stanowiła integralną część projektu budowy Portu. Skoro więc lata mniej osób niż zakładano, samorząd jako inwestor musiałby zwrócić pieniądze Brukseli (a potem, ewentualnie, dochodzić ich zwrotu od własnej, deficytowej spółki PLL S.A., skazując ją faktycznie na bankructwo lub wieczne dokapitalizowywanie). Urzędnicy marszałka wpadli jednak na pomysł, że przecież województwo ma swoje „roszczenia” wobec Komisji Europejskiej – wyższe niż planowano wydatki kwalifikowane na inne inwestycje, zwłaszcza drogowe, których uznania i zwrotu się domagano. Zaczęto więc żmudne negocjacje, by te dwie kwoty wzajemnie się zbilansowały.

Twarde negocjacje

Dyskusje z KE na ten temat trwały od 2014 roku, już wtedy bowiem (wbrew oficjalnej propagandzie sukcesu lotniska wiedziano, że wskaźników potoków pasażerskich nie uda się w porę osiągnąć). W połowie 2015 r. wydawało się, że budżet województwa można ugiąć się pod kwotą aż 40 mln zł do zwrotu! Zarząd Województwa odpowiedział wnioskami o zmianę limitów ilości pasażerów. Bruksela (w lutym 2016 r.) odmówiła. Wówczas zastosowano opisany wyżej wariant z papierową kompensacją na kwotę ok 14 mln euro z osi priorytetowej Transport. Ten z kolei pomysł zakwestionowała… polska Instytucja Certyfikująca czyli ministerstwo rozwoju (sic!). Zarząd Województwa, co trzeba mu z uznaniem przyznać, nie stracił jednak głowy ani nie załamał rąk. – Musieliśmy wycofać wydatki kwalifikowalne z poziomu projektu, zwiększając procentowo poziom dofinansowania, czyli korekta na projekcie nie wyniosła szacowanych 40 mln zł, ale udało się zejść na 23, 66 mln zł – tłumaczy Beata Górka, rzeczniczka marszałka Sosnowskiego. Nie jest też tajemnicą, że więcej trudu trzeba było włożyć znowu w przekonanie polskiej strony rządowej i rodzimych biurokratów, niż wyjątkowo tym razem skłonnych do kompromisu eurokratów. Tym samym potwierdziła się sama prawda, że trochę zbyt łatwo w Polsce zwalamy winę na Brukselę za każdy absurd, który samodzielnie sobie wysmażyliśmy…

Uzbierali z wydatków

W końcu 2 marca, na wspólnym spotkaniu przedstawicieli ministerstwa i Komisji Europejskiej, przy udziale strony samorządowej, komisarze potwierdzili, że wojewódzki sposób interpretacji przepisów jest dla nich do przyjęcia. To ostatecznie przekonało resort do zaproponowanego rozwiązania. Decyzję właśnie doręczono do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Lubelskiego. Reasumując – następuje wdrożenie decyzji Komisji Europejskiej, nie powodujące konieczności zwrotu środków i tym samym żądania tych środków od lotniska. Jak nieoficjalnie tłumaczą przedstawiciele Zarządu: „w toku realizacji Programu Operacyjnego udało nam się nazbierać pieniędzy z wydatków kwalifikowanych ze wszystkich projektów i w ramach tej puli zostanie dokonane pomniejszenie, które nie odbije się negatywnie na finansach żadnego z beneficjentów”. – Mamy utrzymanie finansowania projektu na wcześniejszym, zadowalającym nas poziomie – krótko kwituje marszałek Sosnowski, który, jak wiadomo, z wyrażania emocji nie słynie. A niesłusznie, bo tym razem należą mu się gratulację – uratował bowiem to, co mocno zepsuli jego poprzednicy. Dla jasności – wprawdzie tak czy siak lotnisko kosztuje nas te dodatkowe 23,66 mln zł, ale mogło być dwa raz gorzej! TAK

News will be here