Maszty jak grzyby

Masztów telefonii komórkowych przybywa w szybkim tempie. Za tym idzie wzrost natężenia pola elektromagnetycznego. Czy jesteśmy odpowiednio chronieni przed promieniowaniem? Sprawdziła to lubelska delegatura Najwyższej Izby Kontroli.

W 2010 r. w Chełmie oraz powiatach chełmskim, krasnostawskim i włodawskim (teren działania chełmskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Lublinie) stacji bazowych telefonii było niewiele ponad sto. Obecnie jest ich około 750. Każdy z masztów wytwarza pole elektromagnetyczne, na które są narażeni ludzie. Ochroną przed ewentualnym nadmiernym promieniowaniem zajmują się m.in. WIOŚ czy Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Lublinie. Działalność tych instytucji w tym zakresie wzięła pod lupę Najwyższa Izba Kontroli.

– Powszechnie wiadomo, że w całym kraju montowane są maszty telefonii komórkowej a z tym wiąże się aspekt ich oddziaływania na zdrowie, dlatego tak ważną rolę spełnia ochrona organów w zakresie promieniowania emitowanego przez urządzenia telefonii – mówi Edward Lis, dyrektor NIK w Lublinie. – Trwają końcowe prace nad raportem z kontroli NIK pod nazwą „Działania administracji publicznej w zakresie ochrony przed promieniowaniem elektromagnetycznym pochodzącym od urządzeń telefonii komórkowej”.

Niewidzialne zagrożenie

Dyrektor Lis przyznaje, że raport będzie zawierał ciekawe informacje, ale więcej szczegółów na ten temat zdradzać nie może. W zatytułowanej „Niewidzialne zagrożenie” relacji ze spotkania przedstawicieli NIK z ekspertami m.in. z uczelni wyższych oraz instytucji zajmujących się badaniami pól elektromagnetycznych wskazano, że w związku z rozwojem technologii „liczba stacji bazowych może wzrosnąć do poziomu w tej chwili niewyobrażalnego”. Sformułowanie „niewidzialne zagrożenie” właściwie oddaje temat.

Andrzej Wereszczyński, kierownik chełmskiej delegatury WIOŚ, przyznaje, że pole elektromagnetyczne jest niewidzialne i niewyczuwalne w przeciwieństwie do ścieków, odorów i smogu, także pozostających pod lupą urzędników ochrony środowiska. Na jednym maszcie może być kilka stacji. Nadajniki są dobrze zakamuflowane. Urządzenie takie znajduje się np. na jednym z chełmskich kościołów. Nie wszyscy o tym wiedzą, bo nie rzuca się w oczy. Im większe zagęszczenie stacji tym większe natężenie pola elektromagnetycznego. W chełmskiej delegaturze WIOŚ zapewniają, że kontrole emitowanego promieniowania są przeprowadzane sukcesywnie, ale normy nie są przekroczone.

Dopuszczalna norma promieniowania elektromagnetycznego wynosi 7 V/m. Kierownik Wereszczyński informuje, że każda firma, która chce uruchomić nowy maszt, musi spełniać szereg wymogów, w tym zobowiązana jest przedstawić pomiary. Wykonywane są na jej zlecenie, ale w akredytowanych laboratoriach. Te pomiary są potem weryfikowane przez WIOŚ. W regionie istnieje 45 punktów pomiarowych w ramach państwowego monitoringu.

– Te punkty znajdują się wokół stacji: w różnych kierunkach, odległościach i na różnych wysokościach – mówi kierownik Wereszczyński. – Stacje powstają w różnych miejscach, także na osiedlach bloków mieszkalnych. Nie ma tu określonej odległości, ale wiele zależy od ukształtowania terenu.

To oczywiste, że im dalej od stacji tym mniejsze natężenie fal. Przed uruchomieniem stacji albo zwiększeniem mocy urządzenia firma musi wykazać, że natężenie promieniowania jest niższe niż dopuszczalna norma. To jest najważniejsze. Gdyby doszło do przekroczenia to stacja nie mogłaby funkcjonować. Każdy chciałby mieć lepszy zasięg. Te maszty stawiane są dla ludzi, ale norm trzeba przestrzegać. Regularnie dokonujemy pomiarów. (mo)

News will be here