Nie zamierza kopać się z koniem

Marek Kasprzak, wójt gminy Gorzków, nie ukrywa, że poważnie zastanawia się nad tym, czy w kolejnych wyborach samorządowych będzie ubiegał się o reelekcję. – Decyzji jeszcze nie podjąłem, bo jest trochę czasu, ale jeśli przyszłoby mi znów kopać się z koniem, to na pewno nie zdecyduję się na start – podkreśla.

Marek Kasprzak gminą Gorzków rządzi już trzecią kadencję. Władzę przejął po Januszu Cichoszu. Wcześniej był sekretarzem w urzędzie. Związany z Polskim Stronnictwem Ludowym Kasprzak w poprzednich kadencjach miał więcej możliwości pozyskania pieniędzy na gminne inwestycje, niż w obecnej.

Rządząca województwem lubelskim koalicja PSL – PO łaskawym okiem spoglądała na Gorzków. Dobre czasy dla gminy skończyły się wraz ze zmianą władzy w województwie. Zjednoczona Prawica, która w listopadzie 2018 roku przejęła rządy w sejmiku, więcej pieniędzy przeznacza na gminne przedsięwzięcia w Rudniku, czy Łopienniku Górnym, w których władzę sprawują wójtowie kojarzeni z Prawem i Sprawiedliwością.

– Co z tego, że składamy wnioski, skoro z góry wiadomo, kto dostanie wsparcie? Bywało tak, że złożyliśmy trzy projekty i na żaden nie otrzymaliśmy pieniędzy. Ludzie pytają, co z planowaną inwestycją i nawet nie wiemy, co odpowiedzieć, bo nie dostajemy żadnego uzasadnienia – mówi Kasprzak.

W radzie gminy wójt też nie ma lekko. W dwóch poprzednich kadencjach większość radnych poszłaby za Kasprzakiem w ogień. W obecnej jest odwrotnie. Tylko nieliczni są w stanie poprzeć wnioski wójta w ciemno. Pozostali niekoniecznie. Dowodem na to, że wójt w radzie od początku nie miał dobrych notowań jest nieudzielone w 2019 roku wotum zaufania. Zdaniem Kasprzaka z błahych powodów.

Jeden z radnych miał uwagi do wójta dotyczące remontu gminnego budynku. – Nie podobało mu się, że komin nie został pomalowany, nie wymieniono podsufitki, a okno zamontowano – zresztą zgodnie ze wskazaniem straży pożarnej – poprzecznie, a w opinii radnego powinno być podłużnie. Nikt więcej nie zabierał głosu i na tej podstawie nie udzielono mi wotum zaufania. Byłem zdumiony, bo od wielu lat pracuję dla miejscowej społeczności, jestem samorządowcem, trzykrotnie byłem wybierany do rady powiatu krasnostawskiego – wspomina Marek Kasprzak.

Relacje między radą, a wójtem z każdym miesiącem są jednak coraz lepsze, ale Marek Kasprzak musi być czujny, bo nigdy nie wie, skąd i kiedy nastąpi atak w jego stronę. Tak jak na ostatniej sesji rady gminy, na której wójtowi dała popalić Ewa Traczyńska.

– Z każdą sesją dogadujemy się coraz lepiej. Liczę na to, że nasza współpraca w drugiej połowie kadencji będzie bardziej owocna. Żeby gmina mogła się rozwijać, musimy się wzajemnie wspierać – uważa wójt.

Marek Kasprzak nie ukrywa, że poważnie zastanawia się nad tym, czy w kolejnych wyborach samorządowych będzie ubiegał się o reelekcję. – Wszystko wskazuje na to, że obecna kadencja samorządu zostanie przedłużona o kilka miesięcy i wybory, zamiast jesienią 2023 roku, odbędą się wiosną 2024 r. – mówi Kasprzak. – Decyzji oficjalnej nie ma, ale coraz głośniej się o tym mówi. Wcześniej natomiast zostaną przeprowadzone wybory do sejmu i senatu. Dziś mogę powiedzieć, że od ich wyniku uzależniam swój ewentualny start w wyborach na wójta gminy.

Jeśli nic nie zmieni się w Warszawie, nie wiem, czy będzie sens kandydować na kolejną kadencję. Nie zamierzam przez kolejne pięć lat kopać się z koniem, składać wnioski, na które i tak gmina nie dostanie dofinansowania. Należałem do PSL i choć w tej partii nie zajmowałem eksponowanych stanowisk, z ludowcami wciąż jest mi po drodze. Nigdy nie pomyślałem, żeby przejść do innej partii, choć takie propozycje miałem. Źle, że polityka decyduje o wielu sprawach nawet na najniższym szczeblu samorządu – dodaje Kasprzak. (s)

News will be here