Plecak Robinson Camo Predator

Od trzech miesięcy przedziera się ze mną przez nadbużańską „dżunglę”, dwa razy był w Bieszczadach, gdzie dźwigał niemałe ciężary i spadł z kilkumetrowej skały, a mimo tego nie nosi nawet jednego śladu uszkodzenia. Do tego jest bardzo stabilny i wygodny. Jedyną wadą, jakiej się dopatrzyłem, jest stosunkowo duża waga, ale to cena jego solidności. Testujemy plecak Robinson Camo Predator.

Zamawiając wyceniony na ok. 170 zł plecak byłem przygotowany na to, że jego wykonanie nie będzie wysokich lotów. Dlatego po otwarciu paczki od Robinsona przeżyłem niemały szok, bo na pierwszy rzut oka (dotyku zresztą też) konstrukcja robiła świetne wrażenie. Solidne usztywnienie, bardzo mocny, śliski w dotyku materiał, porządne grube szwy, ciche suwaki z uchwytami z gumy czy powlekane gumą siatki przegradzające świadczyły o tym, że plecak nie jest zwykłą jednosezonówką.

Robinson Camo Predator, bo o tym modelu tu mowa, jest nowością na sezon 2018. To dość duża (29x20x44 cm) konstrukcja z sześcioma dodatkowymi kieszeniami i pojemną komorą główną, którą w razie konieczności możemy podzielić na dwie montując na rzepy specjalną przegrodę. W takim wypadku do dolnej części komory mamy dostęp poprzez kieszeń przednią. Dla wzmocnienia konstrukcji na jej środku zamontowano specjalny pasek, który zapobiega zbyt mocnemu naciskowi na kieszeń. Do dyspozycji mamy cztery boczne kieszenie, których rozmiary przystosowano do najpopularniejszych pudełek wędkarskich. One także posiadają dodatkowe przegródki i rozkładają się jak harmonijka, co daje gwarancję, że po ich otwarciu nic nam nie wypadnie bokiem. Plecak posiada sztywne plecy, a na nich wszytą gąbkę, która dopasowuje się kształtem do pleców. To w połączeniu z szerokimi i również miękkimi szelkami z dodatkowym mocowaniem piersiowym gwarantuje, że plecak nie tylko wygodnie się nosi, ale i zapewnia mu kapitalną stabilność. Na dobrze dopasowanych szelkach w ogóle się nie przesuwa, nawet, gdy jestem zmuszony bardzo mocno się pochylać, by np. przejść pod jakimś konarem, czy przeskoczyć przez rów z wodą. Odkąd go mam, jest moim podstawowym przybornikiem na wędkarskie wyprawy. Łowię przeważnie nad Bugiem, często w miejscach bardzo mocno zarośniętych, z mnóstwem krzaków, powalonych drzew, o wysokich na 2 metry pokrzywach nawet nie wspominając. W takich warunkach plecak jest bez przerwy narażony na uszkodzenie czy to przez zwisające nisko konary, czy suche ostre patyki i przyznać muszę, że nie nosi żadnych, nawet najmniejszych śladów uszkodzeń.

Nie tylko na ryby

Pierwszy „chrzest bojowy” Predator przeszedł podczas kwietniowej wyprawy w Bieszczady, gdzie pełnił rolę głównego zasobnika na wodę i inne napoje chłodzące. Obciążony niemal 10-kilogramowym ładunkiem spadł z 3-metrowej skały, ale jedyną stratą okazała się przebita puszka. W górach towarzyszył mi też podczas kolejnego wyjazdu, bo uznałem, że skoro się sprawdził raz, to da radę znowu. A o tym, że jest to wielozadaniowa konstrukcja świadczy fakt, że plecak Robinsona jest wyposażony w specjalne szlufki i wstawki, do których można przytroczyć np. karimatę, dużą latarkę, albo krótkofalówkę (paski na szelkach). Niewątpliwą jego zaletą jest wysoka odporność na wodę. W normalnych warunkach, czyli w ulewnym deszczu plecak doskonale chroni swoją zawartość. Nie sprawdzałem natomiast jak zachowa się po wrzuceniu do rzeki. Pewne jest, że zbudowano go z wysokogatunkowej tkaniny, która bardzo szybko wysycha i jest odporna na zabrudzenia.

Dysponując Predatorem przestałem zawracać sobie głowę szukaniem dodatkowych zasobników niezbędnych na rybach jak pasy, czy saszetki. Mając ten plecak, nad wodę zabierzemy wszystko, co jest nam potrzebne i jeszcze trochę ponad to. Oczywiście spinningując musimy go co jakiś czas zdejmować, by np. zmienić przynętę, co czasami irytuje, ale dla mnie większym komfortem na rybach jest możliwość zabrania na nie wszystkiego, co uważam za niezbędne, niż żałowanie czegoś, co się nie zmieściło. A na koniec najlepsze. Praktycznie identyczny plecak – z tych samych materiałów i takiej samej konstrukcji znajdziemy w ofercie przynajmniej jednego innego rodzimego producenta. I tu uwaga, jego cena jest o ponad 100 zł wyższa niż za produkt firmy Robinson.

News will be here