Różni ludzie, wspólna pasja

Julka ma kilkanaście lat. Jakub jest od niej dwa razy starszy i ma brodę. Dzieli ich niemal wszystko, łączy dwie rzeczy – miłość do wędkarstwa i to, w jaki sposób zostali zarażeni bakcylem, który każe chwytać wędki i w każdej wolnej chwili biec z nimi nad wodę. Niestety, jak oboje zgodnie zauważają, w ich ślady idzie coraz mniej młodych ludzi.

– Gdy przez kilka dni nie pojadę na ryby, jestem chory – mówi Jakub Mruk, rękodzielnik tworzący niepowtarzalne przynęty na okonie, sandacze, pstrągi czy klenie. Mruk to prawdziwy człowiek-orkiestra – jest wędkarzem z krwi i kości, cały swój wolny czas poświęca rybom, z nimi też związał się zawodowo, bo żyje z produkcji mandul, blaszek i innych sztucznych przynęt, które praktycznie z dnia na dzień zyskują większe uznanie nie tylko w kraju, ale i poza granicami. – Ostatnio wędkarstwo dla mnie to przede wszystkim starty w zawodach – opowiada Julia Polak, jedna z najlepszych zawodniczek młodego pokolenia w okręgu chełmskim zrzeszona w kole PZW Wola Uhruska. Julka od kilku lat z powodzeniem startuje w zawodach, jej największy dotychczasowy sukces to wygrana w Mistrzostwach Okręgu Kadetów w metodzie spławikowej.

Na początku tato…

Julia i Jakub to bezwarunkowi pasjonaci wędkarstwa sportowego. Oboje w swoich kolekcjach mają mnóstwo dyplomów, pucharów i nagród za starty w zawodach. Oboje są ambasadorami wędkarstwa w swoim środowisku, oboje też zaczynali w podobny sposób swoją wędkarską przygodę, na której starcie stała bardzo ważna osoba – ojciec. To właśnie ojcowie wprowadzili naszych bohaterów w świat wędzisk, spławików, przynęt itp. Co znamienne, Julka i Jakub, podobnie jak chyba większość wędkarskiej braci, przygodę z łowieniem zaczynali od spławika. Julka jest wierna tej metodzie do dziś, Jakub po wielu latach rozbratu do spławika powraca, i to z sukcesami. Tę dwójkę łączy jeszcze jedna rzecz. To mentor. Oczywiście na początku kariery taką rolę pełni tata. Ale przychodzi taki czas w karierze każdego zawodnika, by szukać wzorców gdzieś dalej. W przypadku Julki rolę wędkarskiego guru przyjęła prawdziwa legenda – Dariusz Ciechański ps. „Dziadek”.

– Pasją do ryb zaraził mnie tata – Andrzej Polak – opowiada Julka. – Kiedy miałam 6, może 7 lat zabrał mnie na ryby nad Bug. Dał mi małą spławikówkę, powiedział, jak zarzucić. Gdy miałam branie, nie wiedziałam, co robić. Ale gdy w końcu wyholowałam ukleję, nie posiadałam się z radości. Spodobało mi się to i od tej pory coraz częściej towarzyszyłam tacie w wypadach na ryby. Na jednej ze szkółek poznałam Dariusza Ciechańskiego, czyli „Dziadka”. To świetny człowiek, który ma nieograniczone zasoby wiedzy wędkarskiej. Bardzo dużo mnie nauczył, wiele wiedzy czerpałam też z jego blogów. Obecnie moje wędkarstwo to przede wszystkim zawody. Nie mam już czasu na rodzinne wędkowanie, ale staram się cały czas być aktywna sportowo. Jest to dla mnie przede wszystkim ogromna radość, kapitalny sposób na spędzanie wolnego czasu, no i spory zastrzyk adrenaliny, gdy coś większego zamelduje się na haczyku – mówi Julia. Podobną, o ile nie identyczną drogą w wędkarskim świecie podążał Jakub. Jego także w arkana wędkarstwa wprowadzał tata, który był aktywnym członkiem i wieloletnim skarbnikiem koła Cementownia SUM. On też zaczynał od spławika, w której to metodzie szkoliła go kolejna legenda – Wiesław Drozd. – Ojciec zabierał mnie na ryby i uczył pierwszych kroków, ale w świat prawdziwego wędkarstwa wprowadził mnie właśnie pan Wiesław. To on podarował mi pierwszą tyczkę, podpowiadał, co robić podczas zawodów, wtajemniczał w arkana spławika. Składki opłacam od 1993 roku, w zawodach startuję od roku 2005. Po śmierci taty w 2008 r. miałem kilkuletni rozbrat z wędkarstwem sportowym. Wróciłem do niego w 2015 roku i startuję po dzisiaj. Niestety, od lat obserwuję tendencję zniżkową, jeżeli chodzi o wędkarstwo wśród dzieci i młodzieży. Tak jak każdej dziedzinie sportu, czas młodym zabierają obecnie komputery i Internet. Mało kto kwapi się, by aktywnie spędzać czas na świeżym powietrzu, na łonie przyrody i z wędką w ręku – przyznaje Mruk.

Nie każdy chce

W chełmskim okręgu PZW działa kilkadziesiąt większych i mniejszych kół. Pod względem stawiania na szkolenie i sport młodzieży zdecydowanie wyróżnia się kilka. – Są to koła z Woli Uhruskiej, Włodawy, Krasnegostawu i kilka chełmskich – mówi Ryszard Kowalski, prezes okręgu PZW w Chełmie. – Tamtejsi działacze wspomagani przez wiceprezesa ds. sportu i młodzieży, Waldemara Tomczaka i jeszcze kilku instruktorów mają bardzo dobre wyniki w pracy z najmłodszymi wędkarzami. Organizują nie tylko zawody, ale też szkolenia, warsztaty, szkółki czy obozy wędkarskie. Oczywiście nie jest to jeszcze to, co byśmy chcieli, ale myślę, że jesteśmy na dobrej drodze. Praca z młodzieżą i zachęcanie jej do wędkarstwa jest bardzo ważna, bo od jakiegoś czasu odnotowujemy widoczny spadek liczby wędkarzy w naszym regionie. W budżecie mamy osobną pulę przeznaczoną tylko i wyłącznie dla naszych najmłodszych członków. Z tych pieniędzy staramy się sponsorować np. wyjazdy na obozy czy szkółki wędkarskie. Współpracujemy też ze szkołami, z którymi wspólnie organizujemy np. imprezy na Dzień Dziecka czy sprzątanie brzegów łowisk, by w ten sposób pokazać im wędkarstwo. Jednak zdecydowana większość naszych najmłodszych członków pasją zaraziła się od rodziców. To oni stanowią pierwszy etap w ich wędkarskiej karierze, są pierwszymi nauczycielami, doradcami, wspierają ich na zawodach. Dlatego należą im się wielkie słowa podziękowania za to, że poświęcili swój czas i uwagę na wprowadzenie swoich pociech do wspaniałego świata wędkarstwa – dodaje prezes. (bm)

News will be here