Spalił się żywcem czy po śmierci?

Spalone do połowy zwłoki 60-letniego mieszkańca Skordiowa strażacy wynieśli ze zgliszczy jego domu. Sprawę przejęła prokuratura. Powołani do niej biegli mają sprawdzić, czy mężczyzna jeszcze żył, gdy ogień trawił jego ciało.

Środa (8 listopada), po godz. 23. Skordiów w gminie Dorohusk. Przejeżdżając obok, jedna z mieszkanek wsi dostrzegła łunę pożaru, unoszącą się nad położonym na uboczu domem. Kobieta natychmiast zadzwoniła po straż pożarną.
– Na miejsce wysłano sześć zastępów, w tym trzy OSP. Łącznie piętnastu ratowników. Gdy pierwsze zastępy dotarły na miejsce, drewniany dom był już całkowicie objęty ogniem, a dach był częściowo zawalony. Cała akcja ratunkowa trwała blisko pięć i pół godziny – relacjonuje mł. bryg. Wojciech Chudoba, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Chełmie.
Strażacy podali prąd wody i weszli do środka. Niewielki drewniany dom składał się z trzech pomieszczeń. W jednym z nich, na łóżku w sypialni, leżały zwęglone zwłoki gospodarza.
– Prokurator zdecydował, by ciało przekazać do zakładu medycyny sądowej w celu przeprowadzenia sekcji zwłok – informuje podkom. Ewa Czyż, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Chełmie.
60-letni mężczyzna mieszkał sam. Nie stronił od używek, alkoholu i papierosów. Jak ustalili śledczy, siostra mężczyzny, która mieszka niedaleko, ostatni raz widziała go kilka godzin wcześniej (ok. 16.30).
– Prawdopodobnie przyczyną pożaru był albo niedopałek papierosa, albo zwarcie instalacji elektrycznej. Tego dowiemy się z ekspertyzy biegłego z zakresu pożarnictwa. Musimy też ustalić, czy mężczyzna już nie żył, gdy jego ciało zaczęło się palić – mówi Andrzej Lebiedowicz, zastępca prokuratora rejonowego w Chełmie. (pc)

News will be here