„Dziarą w raka” to nietypowy projekt. Niektórzy sądzą, że kontrowersyjny, a jednak… twórcy tatuaży odwiedzają szpitalne oddziały onkologiczne w całym kraju i wykonują małym pacjentom profesjonalne, ale w pełni zmywalne tatuaże, a dzieci mają chwile radości.
Na pomysł robienia chorym dzieciom tymczasowych, zmywalnych tatuaży jako pierwszy wpadł amerykański artysta Benjamin Lloyd. Przy pomocy aerografu tworzył, na skórze małych pacjentów bezboleśnie rysunki, łudząco podobne do prawdziwych tatuaży. Pomysł przyjął się również w Polsce. W ramach akcji „Dziarą w raka” podopiecznych Fundacji Spełnionych Marzeń tatuują również i polscy artyści. – Zainspirowani akcją zapoczątkowaną przez Benjamina Lloyda postanowiliśmy spróbować również w Polsce. W szpitalach często brakuje świetlic, miejsc spotkań i atrakcji dla małych pacjentów. Nie mogą jeść słodyczy czy owoców, dlatego postanowiliśmy odwiedzać ich z naszymi artystami, dając im trochę radości – mówi Marcin Prus, koordynator „Dziarą w raka”.
Do szpitala jako wolontariusz przyjeżdża m.in. artysta wykonujący profesjonalne rysunki aerografem (miniaturowym pistoletem do malowania) Adam Brzezowski. – Mali pacjenci często proszą o rysunki swoich ulubionych bohaterów z kreskówek, ale zdarzają się też bardziej profesjonalne zamówienia. Niedawno pięcioletnia dziewczynka chciała mieć na ręce płonące serca, a inna mała pacjentka poprosiła o rysunek kotka, za którym bardzo tęskniła w szpitalu – wyjaśnia Adam Brzezowski. Dzieci mogą też wziąć udział w tatuowaniu… bananów. Pod okiem fachowców ze studia tatuażu Banana-Ink dostaną do ręki prawdziwą maszynkę do tatuażu, tusz oraz igły i wykonają ozdoby na bananowych skórkach. Pomysł budzić może kontrowersje, ale jak podkreślają jego twórcy, nie chodzi o wykonywanie prawdziwych tatuaży, tylko o tę chwilę radości dawaną chorym dzieciom, które mogą przez chwilę poczuć się jak dorośli. W lubelskim Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym twórcy tatuaży pojawią się w ciągu dwóch nadchodzących tygodni. To już ich trzecia akcja w Polsce. (EM.K.)
