Teraz każdy jest podejrzewany

Na razie prokuratura nie ujawnia, kto jeszcze jest posądzany o okradanie Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Śledczy enigmatycznie odpowiadają, że nie bez powodu proszą o przedłużenie postępowania. Za to władze miasta mówią wprost – co miesiąc w MOPR przeprowadzana jest kontrola.

Kilka dni temu Prokuratura Rejonowa w Białej Podlaskiej wystąpiła z wnioskiem o przedłużenie śledztwa w sprawie malwersacji w chełmskim MOPR do Prokuratury Regionalnej. Oskarżyciel potrzebuje kolejnych trzech miesięcy na ustalenie, kto jeszcze kradł lub pomagał w kradzieży pieniędzy z puli pomocy społecznej.

– Pojawiły się nowe okoliczności w sprawie – ucina prokurator Joanna Kozłowska z PR w Białej Podlaskiej, która prowadzi postępowanie.

Ze względu na dobro śledztwa prokuratura nie ujawnia nowych szczegółów. Wiadomo jedynie, że po przeanalizowaniu historii przelewów z kont zmarłej podejrzanej o defraudację okazało się, że w przestępstwo zamieszane mogą być też inne osoby. Czy dalej wierzymy, że przez lata nikt z MOPR o niczym nie wiedział?

Pracownicę, której udowodniono przywłaszczenie około 240 tysięcy złotych, a która zaraz po ujawnieniu afery rzuciła się pod pociąg, zatrudniła jeszcze Lucyna Kozaczuk. Po przejściu Kozaczuk na emeryturę, na stanowisku dyrektora MOPR zastąpił ją ówczesny zastępca, Waldemar Kozioł. Na ile decyzja o odsunięciu go od sprawowania tej funkcji przez nowe władze miasta była podyktowana wybuchem afery? Na to pytanie zastępca prezydenta Chełma, Andrzej Kosiniec, nie odpowiada.

Przyznaje jedynie, że od pewnego czasu w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Chełmie co miesiąc są przeprowadzane kontrole. Wyznaczone osoby weryfikują wypłaty z wydanymi decyzjami o przyznaniu świadczeń, a także numery rachunków do przelewów (czy zgadzają się z tymi, które podali we wniosku świadczeniobiorcy). Czyli wszystko to, co wcześniej było zaniedbane. – Czekamy też na zalecenia pokontrolne po analizie Biura Kontroli Urzędu. Wszystko zostanie wyjaśnione – dodaje wiceprezydent.

Afera wybuchła w marcu ubiegłego roku, po samobójstwie 40-latki, która zajmowała się właśnie wypłatą świadczeń rodzinnych w MOPR (na stacji Chełm Miasto kobieta weszła na tory wprost pod nadjeżdżający pociąg). Okazało się, że gdy przebywała na zwolnieniu, zastępująca ją w pracy koleżanka natrafiła na ślad nieprawidłowości w wypłatach zasiłków (co potwierdziła zlecona później kontrola w ośrodku). Podobno 40-latka miała w rozmowie telefonicznej zapewniać nawet koleżankę, że po powrocie do pracy wszystko ureguluje i naprawi szkody, aby tylko uniknąć afery…

Dyrekcja MOPR zawiadomiła jednak prokuraturę, a ta wszczęła śledztwo w sprawie przywłaszczenia około 240 tysięcy złotych. Jednak z racji tego, że zmarła była partnerką kierowcy zatrudnionego w chełmskiej prokuraturze, akta sprawy wędrowały z Prokuratury Rejonowej w Chełmie, do chełmskiego Ośrodka Zamiejscowego Prokuratury Okręgowej, aż wreszcie trafiły do jednostki w Białej Podlaskiej.

Śledczy ustalili, że zmarła 40-latka wykorzystała lukę w systemie i na nazwiska około setki chełmian, którym należały się świadczenia z MOPR, cyklicznie wypłacała pieniądze sobie (założyła w sumie trzy rachunki w dwóch bankach, na które spływały pieniądze). Proceder trwał latami, bo nikt nie weryfikował danych po pani referent – kierownictwo dostawało na biurko tylko listy do wypłaty. Jak podliczyli też śledczy z Białej Podlaskiej, miesięcznie kobieta miała średnio około 2800 zł „ekstra” do pensji.

I prawdopodobnie robiłaby tak dalej, gdyby nie to, że pewnego dnia, gdy była akurat na zwolnieniu, do MOPR przyszedł świeżo upieczony ojciec z wnioskiem o wypłatę becikowego. Wtedy zastępująca 40-latkę koleżanka otworzyła oczy ze zdziwienia, bo system pokazał, że mężczyzna już pobrał należny mu tysiąc złotych. (pc)

News will be here