To nie był gwałt. On ją tylko rozebrał

Ginekolog wykluczył, że doszło do gwałtu na 6-latce. Nie było żadnego kontaktu cielesnego, sprawca przez kilkanaście sekund pocierał nagim ciałem dziewczynki przez spodnie swoje krocze. Faktem jest, że jej groził – zarzekają się ci, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo dzieci w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Kontrola w domu dziecka trwa. Polecą głowy?

Tuż przed zamknięciem ostatniego numeru „Nowego Tygodnia” otrzymaliśmy makabryczną wiadomość – w Domu Dziecka w Krasnymstawie miało dojść do gwałtu na 6-latce. Krzywdę dziecku miał wyrządzić inny wychowanek placówki (14 lat). Policja wstępnie potwierdziła, że takie zgłoszenie dotarło do komendy, a sprawa została skierowana do sądu rodzinnego z uwagi na wiek sprawcy. Po publikacji artykułu w mieście zawrzało.

Waldemar Federowicz, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, jednostki nadzorującej placówkę opiekuńczo-wychowawczą, przyznaje, że jest zszokowany, bo o sprawie dowiedział się dopiero z gazety. Dyrektor domu dziecka nie poinformowała o niczym swoich przełożonych i nie zleciła badania ginekologicznego dziewczynki, sprawę jedynie zgłoszono policji. Dopiero po publikacji tekstu zlecona została obdukcja 6-latki, która jednoznacznie wykazała, że do kontaktu cielesnego nie doszło.

– Dziewczynka jest pogodnym dzieckiem, następnego dnia zachowywała się tak samo jak zawsze. Nic jej się nie stało, normalnie uczęszcza do przedszkola – mówi Fedorowicz.

Co tak naprawdę stało się tamtego dnia w Domu Dziecka w Krasnymstawie? Dyrektor PCPR, który sam zabiegał o rozmowę, nie potrafi odpowiedzieć na żadne z zadanych pytań. Zapytany o to, ilu wychowanków jest obecnie w placówce, ilu z nich wchodzi, bądź weszło już w wiek dojrzewania i zaczyna odkrywać sferę seksualną – nie wie i zaczyna od tłumaczeń, że wszystkie dzieci umieszczone w placówce są trudne, po przejściach, „nie są święte”, a wychowawcy mają z nimi naprawdę ciężką pracę.

Jak opisuje Fedorowicz, sytuacja miała wyglądać tak, że do pokoju, w którym dziewczynka mieszka wraz ze swoimi braćmi, w pewnym momencie wszedł 14-latek. Zamknął drzwi, przyciągnął do siebie 6-latkę, siadł, zdjął jej majtki, i kilka razy podrzucił ją na kolanach, pocierając jej nagim ciałem o swoje krocze. W pokoju byli wtedy bracia dziewczynki, a wszystko trwało maksymalnie kilkanaście sekund.

Co było dalej? W którym momencie i w jaki sposób opiekun dowiedział się, i zareagował? Czy dziewczynka zaczęła krzyczeć? Czy jej bracia patrzyli na wszystko z biernością czy też to oni zaalarmowali pracowników domu dziecka? Czy to oni pierwsi odepchnęli 14-latka? Co, gdyby opiekun nie zdołał dobiec w porę? Czy 14-latek z premedytacją zamierzał zgwałcić dziewczynkę czy chciał się jedynie „poocierać”? Na te pytania niestety Fedorowicz nie potrafi odpowiedzieć.

– Nie było mnie przy tym, ale jestem pewien, że nie doszłoby do gwałtu – odpowiada, po czym jednak przyznaje – chłopak groził dziewczynce, że zrobi jej krzywdę, jeśli piśnie komuś choćby słowo na temat tego, co się stało wówczas w pokoju. Dziewczynka jednak nie milczała, a ulica – jeszcze przed publikacją tekstu w „Nowym Tygodniu” – wymierzyła na 14-latku samosąd. Chłopak został napadnięty i pobity przez grupę miejscowych nastolatków.

Czy w świetle tych wydarzeń wychowankowie domu dziecka otrzymają wsparcie specjalisty? Dyrektor zapewnia, że 6-latka pozostaje pod opieką psycholog zatrudnionej w placówce. Nie jest w stanie odpowiedzieć jednak na pytanie, czy zarówno bracia dziewczynki, jak i pozostali wychowankowie placówki, którzy wchodzą w wiek dojrzewania, otrzymają wsparcie psychologa i odpowiednią edukację seksualną.

Sprawca jest w bezpiecznym miejscu

To już pewne. 14-latek będzie odpowiadał za dopuszczenie się tzw. innej czynności seksualnej na dziecku. Ze względu na swój wiek będzie sądzony jako małoletni przed sądem rodzinnym, bo ustawa o postępowaniu w sprawach nieletnich mówi jasno: Nieletni może odpowiadać na takich samych zasadach jak dorosły, ale dopiero po ukończeniu przez niego 15 roku życia.

– Chłopiec znajduje się w bezpiecznym miejscu – ucina Fedorowicz.

Okazuje się, że 14-latek został przeniesiony do budynku obok tego, w którym znajduje się jego ofiara. Jako że policja nie ma prawa izolować sprawcy czynu, pytam prezes Sądu Rejonowego w Krasnymstawie, dlaczego do oraz na czas procesu nieletni nie został umieszczony w zakładzie poprawczym? Czy istnieje zagrożenie, że zrobi „to” ponownie? Czy biegły psychiatra będzie badał chłopca w najbliższym czasie?

– Sprawa wpłynęła 11 października na skutek zawiadomienia Komendy Powiatowej Policji w Krasnymstawie oraz dyrektora Centrum Administracyjnego Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych w Krasnymstawie. 12 października wydano zarządzenie o zarejestrowaniu sprawy i w tym samym dniu sąd stwierdził swą niewłaściwość, i przekazał sprawę do Sądu Rejonowego w Rykach według miejsca stałego zamieszkania nieletniego.

Po uprawomocnieniu się postanowienia akta zostaną przedstawione właściwemu sądowi, który podejmie stosowne czynności procesowe w tej sprawie. W związku z przekazaniem tutejszy sąd nie przeprowadzał żadnych czynności, w tym przesłuchań małoletnich – odpowiada sędzia Joanna Smyk, prezes SR w Krasnymstawie.

Najwyższy wymiar kary dla nieletniego, który dopuścił się czynu zabronionego to umieszczenie w poprawczaku. Praktyka pokazuje, że często młodzi przestępcy decyzją sądu mają uczestniczyć w zajęciach terapeutycznych i trafiają do tzw. Młodzieżowych Ośrodków Wychowawczych. Nawet ci, którzy dopuścili się gwałtu, a nie „tylko” tzw. innych czynności seksualnych.

– Może „wylęgarnia patologii” to za dużo powiedziane, ale to naprawdę ciężki materiał do pracy. Nie można oczywiście powiedzieć, że resocjalizacja nie przynosi efektów, ale trzeba na nie bardzo długo czekać. W „topornych” przypadkach to jedynie rodzaj przechowalni – mówi jedna z osób, która pracowała niegdyś w takim ośrodku.

Pytam sędzię Smyk, czy jej zdaniem ustawa o postępowaniu w sprawach nieletnich wymaga nowelizacji oraz czy próg 15 lat, gdy nieletni po popełnieniu czynu zabronionego może odpowiadać jako dorosły, jest wystarczająco niski. Jaka jest tak na prawdę odpowiedzialność karna nieletnich? Czy umieszczenie nastolatka, który wykorzystał seksualnie małe dziecko, w zakładzie poprawczym czy młodzieżowym ośrodku wychowawczym o charakterze zamkniętym to wystarczająca kara?

Co się dzieje z takim przestępcą po wyjściu z ośrodka i osiągnięciu pełnoletności? Jakie jest prawdopodobieństwo, że po wyjściu będzie robił „to” regularnie innym dzieciom? – W ramach kontaktów z mediami prezes sądu udziela informacji o toczących się przed tutejszym sądem sprawach i udziela ewentualnych komentarzy dotyczących takich postępowań, natomiast przedstawione zagadnienia nie mieszczą się w tym zakresie – odpisuje.

Nie będę się sprzeczał z ustawodawcą

– Problemem jest zbyt mała liczba opiekunów na dyżurze. Umówmy się, że nie sposób wszędzie dotrzeć, by odpowiednio wcześnie zareagować, a nikt nie chce wydawać pieniędzy na zatrudnienie dodatkowej pomocy – mówi anonimowo pracownica innego ośrodka w regionie.

Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej w sprawie placówek opiekuńczo-wychowawczych liczba dzieci pozostających pod opieką jednego wychowawcy w placówce musi być odpowiednia do potrzeb dzieci. W placówce, w której liczba dzieci nie przekracza 14, w czasie zajęć opiekuńczych i wychowawczych odbywających się na jej terenie, opiekę może sprawować jeden wychowawca.

W godzinach nocnych w placówce, w której przebywa do 14 dzieci, opiekę sprawuje jeden wychowawca, a w placówce, w której przebywa powyżej 14 dzieci, opiekę sprawuje co najmniej dwóch pracowników, w tym jeden wychowawca, natomiast w przypadku, gdy warunki lokalowe nie pozwalają na szybki kontakt wychowawcy z dzieckiem, liczba wychowawców sprawujących opiekę w placówce musi gwarantować bezpieczeństwo każdego dnia.

Ustawodawca zostawił więc otwartą furtkę – jeśli, zdaniem organu nadzorującego placówkę, warunki lokalowe nie gwarantują szybkiego kontaktu, bo np. część pokoi dzieci jest znacznie oddalona od pokoju wychowawcy, może zabiegać, by samorząd przeznaczył środki na zatrudnienie dodatkowej osoby. Czy zdaniem dyrektora PCPR po tym, co się stało w Domu Dziecka w Krasnymstawie, zachodzi taka potrzeba? – Jest określona liczba wychowawców. Nie będę się sprzeczał z ustawodawcą – komentuje.

Fedorowicz zapewnia, że nie ma możliwości, by w jednym pokoju spało małe dziecko i nastolatek. Chyba że chodzi o rodzeństwo, bo tych się nie rozdziela. Wszystkie dzieci są odpowiednio pilnowane zarówno w dzień, jak i w nocy. (pc)

News will be here