Wspomnienie Marszu Śmierci

1 grudnia 2018 r. Rynek miejski, Chełm. Jest 10 rano. 8 stopni poniżej zera. Lekkie opady śniegu. 79 lat temu, 1 grudnia 1939 r., przybył tu Feiwel (Shraga) Rozenknopf.


Feiwel, 53 lata, urodził się w Chełmie i mieszkał tu przez całe życie. Tutaj rodzili się jego rodzice, wujowie i ciotki, bracia i siostry, szwagier, szwagierki, siostrzeńcy i oczywiście jego żona i siedmioro dzieci. Duża i dobrze znana rodzina, która zajmowała się handlem koszernym mięsem i garbowaniem skóry.

Kilka dni wcześniej w całym Chełmie zostały wywieszone zawiadomienia w języku polskim i niemieckim, wzywające wszystkich żydowskich mężczyzn w wieku od 16 do 60 lat do przybycia rano na plac. Nikt nie wie, jaki jest cel. Około 2000 mężczyzn jest już wokół niego. Feiwel zna większość z nich.

O czym myślał, stojąc tutaj, na placu, w ten mroźny dzień, wśród dziesiątków niemieckich żołnierzy, którzy podbili miasto zaledwie kilka tygodni temu? Można się tylko domyślać. Musiał myśleć o swoich starszych rodzicach, którzy mieszkali w domu przy ulicy Szkolnej 13, i o swojej żonie i dwóch młodych córkach, o imionach Minda i Gitla. Zostawił ich zaledwie kilka minut temu, przy ulicy Kopernika 27. Musiał też pomyśleć o swoich pięciorgu dorosłych dzieciach – synach Aharonie i Icchaku i córkach Leah (z wnukami, Ahuvą i Josefem), Perla i Hannah, które wyruszyły pociągiem do Rosji trzy miesiące wcześniej, we wrześniu, z wycofującą się Armią Czerwoną. Nie miał od tamtej pory żadnej wieści od nich. Mógł tylko mieć nadzieję, że nie grozi im niebezpieczeństwo. W Chełmie sytuacja nie wyglądała dobrze.

Kiedy przybył tutaj, na plac, Feiwel nie wiedział, że stąd Niemcy będą prowadzić tych wszystkich ludzi na długi i trudny marsz w kierunku granicy radzieckiej, pełen nadużyć, upokorzenia i morderstw. Nie wiedział, że trzeciego dnia marszu zostanie zamordowany przez niemieckiego żołnierza, który zastrzeli go z zimną krwią, po tym, jak utknie w błotnistym śniegu, niezdolny do dalszego marszu. Nie wiedział, że z tysięcy ludzi, którzy wyruszą w marsz, przeżyje tylko kilku, aby opowiedzieć o tym, co się wydarzyło.

Nie mógł wiedzieć, że jego żona i dwie najmłodsze córki zostaną zamordowane w 1942 r. w obozie zagłady, który miał powstać w Sobiborze. Zginęły tam wraz z większością całej rodziny i społeczności żydowskiej Chełma.

Nie mógł wiedzieć, że jego pięcioro starszych dzieci przeżyje wojnę, wyemigruje do Izraela, założy wspaniałe rodziny i umrze w starszym wieku, w otoczeniu wielu dzieci i wnuków – jego prawnuków.

Z pewnością nie wyobrażał sobie, że dzisiaj, dokładnie 79 lat później, dotrzemy na plac, aby zapalić świecę, westchnąć, przypomnieć i powiedzieć: Nie zapomnimy!

Przeżyte i napisane przez Shlomit Beck, wnuczkę Perla (Pnina) Rozenknopf-Safianledera z Chełma (jedna z córek Feiwela) i jej córkę, Adi.

News will be here