Wyścig o życie

Kuba

Dwoje ludzi. Dwie historie. Dwa życia, o które toczy się walka. Dwie choroby, które przyniosły strach i niepewność. 17-letni Kuba ma chłoniaka. 39-letnia Justyna – nowotwór piersi. Potrzebna jest pomoc.

Jedynak z chłoniakiem – Chuchaliśmy na swojego jedynaka, dmuchaliśmy… chyba niewystarczająco – ze łzami w oczach mówi pani Małgorzata Mikołajczyk, mama 17-letniego Jakuba, u którego w grudniu ub.r. wykryto kilkunastocentymetrowy guz śródpiersia. To chłoniak Hodkina. Na chwilę przed rozmową z naszą dziennikarką Kuba i jego mama wrócili do domu z Kliniki Hematologii, Onkologii i Transplantologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie.

To tam Kubie podawane są kolejne dawki chemii. Bardzo silnej. W czwartek chłopiec dostał kilkudniową przepustkę ze szpitala, ale w poniedziałek znowu tam wróci. Boże Narodzenie i Nowy Rok też spędził w szpitalnej sali. Nie bawił się z rówieśnikami na balu sylwestrowym i nie planuje hucznej imprezy z okazji 18-letnich urodzin, które będzie obchodził w marcu. Wszystko to zeszło na dalszy plan, gdy zdiagnozowano u niego nowotwór.

– Od jesieni Kuba bardzo często był przeziębiony – opowiada pani Małgorzata. – Syn jest uczniem drugiej klasy Zespołu Szkół Technicznych w Chełmie. Codziennie dojeżdżał do szkoły. Myślałam, że to jakieś szkolne wirusy. Ciągle była gorączka, kaszel, duszności. Dwa, trzy dni Kuba był w szkole, a potem dwa, trzy tygodnie musiał zostać w domu. W grudniu lekarz rodzinny skierował syna na badanie morfologiczne. Okazało się, że wskaźnik CRP jest bardzo wysoki.

Dostaliśmy skierowanie na oddział dziecięcy chełmskiego szpitala, gdzie wykonano kolejne badania, w tym prześwietlenie klatki piersiowej. Na tym prześwietleniu widoczna była zmiana. Potem był tomograf komputerowy odcinka piersiowego, który potwierdził, że w śródpiersiu jest guz czternaście na dwanaście centymetrów. Potem pojechaliśmy już do kliniki w Lublinie. Pobrano wycinek do badań histopatologicznych i okazało się, że to chłoniak Hodgkina. Od razu skierowano nas na chemioterapię. Kuba brał ją przez pięć dni. Potem przerwa. Teraz jest drugi cykl chemii. Wróciliśmy do domu na przepustkę.

Kuba mieszka z rodzicami w małym, wiejskim domu w Horeszkowicach (gmina Białopole). Trzyosobowa rodzina musi się pomieścić w jednym pokoju. Mama Kuby mówi, że pomimo wentylacji w pomieszczeniu jest wilgoć. W tej sytuacji kontakt chorego 17-latka z pleśnią czy roztoczami jest wykluczony. Konieczny jest oczyszczacz powietrza, ale rodzina chłopca jest w trudnej sytuacji materialnej. Tato Kuby jest na zasiłku, a mama nie pracuje. A leczenie jest kosztowne.

– Najbliżsi pomagali nam, ale każdy ma przecież swoje życie i problemy, a my to rozumiemy. Na początku jeszcze jakoś dawaliśmy radę, ale teraz jest coraz trudniej – mówi pani Małgorzata.

Rodzinie trudno prosić o pomoc. Nikt im nie podpowiedział, że mogą założyć konto na portalu zrzutka.pl, gdzie prowadzone są zbiórki m.in. na leczenie czy rehabilitację chorych. Nie bardzo wiedzą jak starać się o pomoc.

Guz Kuby jest nieoperacyjny. Chemioterapia, którą przechodzi Kuba jest refundowana, ale do tego trzeba wykupić leki zalecane przez lekarzy. Dojazdy do szpitala, opatrunki, a także specjalna dieta, na której jest Kuba to koszt około 2,5 tys. zł miesięcznie. Dla rodziny to bardzo duży wydatek. W ZST w Chełmie trwała ostatnio zbiórka na leczenie Kuby.

– Zbiórkę prowadził wychowawca Kuby i samorząd uczniowski. W imieniu kierownictwa szkoły apelujemy do wszystkich, aby oddawali jeden procent podatku na rzecz naszego ucznia – mówi Barbara Baluk, dyrektor ZST w Chełmie.

Kilkaset złotych zebrali samorządowcy z gminy Białopole. Ale potrzebne jest większe wsparcie. Zawiązano komitet, który przeprowadzić ma zbiórkę publiczną. W Urzędzie Gminy Białopole informują, że planują koncert charytatywny na 3 maja. Trochę późno.

– O tej porze na stadion sportowy w Białopolu przyjdzie więcej osób. Rozdajemy ulotki z informacją o jednym procencie od podatku dla Kuby – mówi Waldemar Szykuła, sekretarz gminy Białopole.

Kuba jest osłabiony i zmęczony, ale cieszy się, że choć na trochę mógł wrócić do domu. Opowiada o swoich zainteresowaniach – motoryzacji, komputerach. W przyszłości chciałby otworzyć warsztat samochodowy.

– Myślałem, że wraz z wejściem w dorosłe życie zrealizuję bez przeszkód wszystkie swoje plany: zrobię prawo jazdy, zdam egzaminy zawodowe i wybiorę nową szkołę. Ale moje marzenia uległy zmianie – mówi Kuba. – Wierzę, że znajdą się osoby, które zechcą mi pomóc w powrocie do zdrowia. Za każde wsparcie bardzo dziękuję.

17-latek jest w klasie o profilu mechanik pojazdów samochodowych. Mówi, że ma kontakt z kolegami z klasy np. na Facebooku. W piątek jego mama załatwiała formalności związane z indywidualnym nauczaniem. Kubie można pomóc przekazując darowiznę na jego subkonto w Stowarzyszeniu na Rzecz Dzieci z Chorobami Krwi w Lublinie, konto o numerze: 73 1050 1953 1000 0022 7177 0576 (ING Bank Śląski), nr SWIFT dla wpłat zagranicznych: INGBPLPW 73 1050 1953 1000 0022 7177 0576 – z dopiskiem: „dla Jakuba Mikołajczyka”. Można też przekazać 1 proc. podatku, wpisując w rozliczeniu podatkowym nr KRS: 0000199199 z dopiskiem: „dla Jakuba Mikołajczyka”.

Mama trójki dzieci

Justyna Dąbrowska ma 39 lat, męża i trzy córeczki. Walka o jej życie i zdrowie rozpoczęła się kilka tygodni temu. Wcześniej pani Justyna myślała, że ciężka choroba jej nie dotyczy. Prowadziła zdrowy tryb życia, nie paliła papierosów, uprawiała sport. Ale to nie wystarczyło. Pierwsze oznaki choroby pojawiły się rok temu. Wtedy rozpoczęły się badania, wizyty u lekarzy. Jednak bardzo nietypowe objawy odwróciły uwagę lekarzy od prawdziwej choroby. Diagnozy były różne, a w tym czasie choroba się rozwijała. Panią Justynę leczono m.in. na zapalenie piersi wywołane antybiotykooporną bakterią. Infekcję próbowano zwalczyć kolejnymi antybiotykami.

Badanie usg już ponad rok temu wykazało 8 mm zmianę, którą zdiagnozowano jako ropniak. Podczas kolejnego badania usg, wykonanego jesienią ub.r. okazało się, że guz urósł i mierzy już 5,5 cm. Specjalista z Lublina skierował panią Justynę na leczenie w specjalnej komorze hiperbarycznej do szpitala w Łęcznej. Chodziło o zwalczenie bakterii antybiotykoopornej. Na codzienne zabiegi pani Justyna jeździła w październiku, listopadzie aż do połowy grudnia ub.r. Wydawało się, że bakteria została zwalczona.

Ale tuż przed Bożym Narodzeniem znowu pojawiły się komplikacje. Lekarz prowadzący z Lublina początkowo uważał, że operacja nie jest wskazana, bo może doprowadzić do zezłośliwienia zmiany. Ale pani Justyna czuła się coraz gorzej. 5 stycznia, w dzień urodzin najmłodszej córeczki zaczęła gorączkować. Była niedziela, gdy zadzwoniła do szpitala. Medycy kazali stawić się na oddziale. Nie mieli już wątpliwości, że konieczna jest operacja.

Przeprowadzono ją w poniedziałek. Podczas zabiegu zlikwidowano stan zapalny. Pobrano też wycinki do badań histopatologicznych. W poniedziałek, tydzień po operacji pani Justyna miała wyjść ze szpitala. Tak bardzo chciała wrócić do domu, do dzieci. Ale wtedy do sali wszedł lekarz, informując, że znane są już wyniki badań. Wtedy pani Justyna dowiedziała się, że to rak. Złośliwy. Jak mówi – łzy same leciały z oczu. Nowotwór T3N0M0 luminal B HER2(3+), bo taka jest dokładna jego nazwa, jest określany przez lekarzy jako bardzo agresywny.

Szybko rośnie i tylko natychmiastowa terapia może sprawić, że pani Justyna będzie zdrowa. 39-latka obecnie jest w trakcie refundowanej chemioterapii tzw. neoaudiowantowej Ac. Pierwszą dawkę otrzymała 21 stycznia w Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej. Kolejne chemie będą podawane co trzy tygodnie. Za około pół roku planowana jest operacja, a po niej następna chemioterapia. Większą skuteczność leczenia mogą przynieść dodatkowo dwie chemioterapie, które jednak nie są refundowane. Planowane są przed i po operacji. Koszt obu to 100 tys. zł.

Organizm pani Justyny jest silny, ale przez pierwszy tydzień po chemii bardzo źle się czuła. W ubiegłym tygodniu było już dużo lepiej. Sił i wiary dodają jej rodzina, przyjaciele i znajomi, ale też ludzie zupełnie jej obcy. Wszyscy okazali wielkie serce i wyciągnęli rękę w potrzebie włączając się w zbiórkę na stronie internetowej zrzutka.pl. Jej celem jest zebranie pieniędzy na nierefundowane leczenie pani Justyny. Efekty zbiórki są niesamowite. Kwotę 50 tys. zł czyli tyle ile potrzeba na pierwszą z dwóch dodatkowych chemioterapii zebrano już w ciągu pierwszych dwóch dni od rozpoczęcia akcji.

– Na początku się załamałam – przyznaje pani Justyna. – Przeraziła mnie myśl, że mogę nie doczekać dnia, w którym moja najmłodsza córka pójdzie do szkoły, a starsze będą zdawały maturę. Ale, gdy zobaczyłam, że wspiera mnie tak ogromna liczba osób poczułam się dużo lepiej. Nie poddam się. Mam dla kogo żyć i będę walczyła. Kocham moją rodzinę i zrobię wszystko, aby być przy niej jak najdłużej.

Dwie nierefundowane chemioterapie to nie jedyny wydatek. Potrzebne są jeszcze pieniądze na sprowadzane z zagranicy leki i suplementy, zalecane i zatwierdzane przez konsylium polskich i niemieckich lekarzy. Za około pół roku, po zakończeniu chemioterapii pani Justyna przejdzie rezonans. W zależności od wyników tego badania i od stopnia rozsiania nowotworu lekarze podejmą decyzję odnośnie tego, gdzie będzie przeprowadzona operacja.

Pieniądze na leczenie można też wpłacać na nr konta Fundacji Onkologicznej Alivia: PL 24 2490 0005 0000 4600 5154 7831, w tytule: Justyna Dąbrowska 110975. Można też przeznaczyć 1 proc. podatku wpisując do PIT nr KRS: 0000358654 z dopiskiem Justyna Dąbrowska 110975

Adres zrzutki: zrzutka.pl/z/justyna-dabrowska; strona na Facebooku: facebook.com/justynawalczyzrakiem. (mo)

 

News will be here