Zabił żonę, wysadził sklep

Pochodzący z Krasnegostawu Andrzej R. (54 l.) odpowiadał przez sądem za to, że najpierw zamordował żonę, potem odkręcił gaz i spowodował wybuch w swoim sklepie. Od zabójstwa i potężnej eksplozji w pasażu na Kalinowszczyźnie w Lublinie mija już 7 lat. Dopiero teraz sklepikarz usłyszał wyrok. W ubiegłym tygodniu Sąd Okręgowy w Lublinie skazał go na 25 lat więzienia.


Mężczyzna w wyniku wybuchu został ciężko ranny. Przez wiele miesięcy znajdował się w śpiączce farmakologicznej i jego życie wisiało na włosku. Miał poparzone 90 proc. powierzchni ciała. Teraz porusza się na wózku inwalidzkim. Dopiero niedawno lekarze uznali, że jego stan zdrowia pozwala już na udział w procesie. Andrzej R. do zabójstwa się nie przyznawał. W śledztwie zeznał, że do jego mieszkania przy ul. Kunickiego wtargnęli bandyci. – To oni mieli zabić jego żonę. Byłem wtedy pijany.

Kiedy się ocknąłem, dwóch typów w kominiarkach groziło, że zabiją jeszcze mojego kota – tłumaczył prokuratorom. Ale sąd tym wyjaśnieniom nie dał wiary. – W tej sprawie nie ma żadnych okoliczności łagodzących – zaznaczał sędzia Jarosław Kowalski.

Żona mężczyzny – Małgorzata R. (45 l.) została uduszona prawdopodobnie paskiem od szlafroka. Rodzina przez kilka dni nie mogła się z nią skontaktować. Pytany o nią mąż udawał, że nic nie wie. Bliscy przeczuwali, że stało się coś złego, dlatego poprosili policjantów, aby weszli do mieszkania. W środku znaleziono rozkładające się już ciało kobiety. Kiedy Andrzej R. dowiedział się, że zbrodnia wyszła na jaw i szuka go policja, zaplanował spektakularny zamach na własne życie. Zabarykadował się w swoim sklepiku spożywczym przy ul. Kleeberga i obstawił czterema butlami z gazem.

Mężczyzna ostrzegał stróżów prawa, aby się nie zbliżali. Najpierw wymachiwał nożem, potem stwierdził, że za chwilę wszystko wyleci w powietrze. Policjanci natychmiast wezwali posiłki. Wokół rozchodził się coraz bardziej intensywny zapach gazu. Policyjny negocjator próbował przekonać desperata, aby ten nie robił głupstw i nie wyrządzał sobie ani nikomu krzywdy. Ale do Andrzeja R. nie trafiały żadne argumenty.

Nagle błysnęła iskra w zapalniczce i doszło do potężnego wybuchu. Eksplozja zamieniła sklepik w pasażu w stertę gruzu. Rozpadły się ściany i zawalił dach. Wokół, niczym pociski, fruwały ostre odłamki szkła. Oprócz desperata, rannych zostało dwóch policjantów. Teraz oskarżony tłumaczy, że chciał się zabić, bo nieznani sprawcy mieli nachodzić go w sklepie i czuł się zastraszony.

Andrzej R. to człowiek o dwóch obliczach. Dla swoich klientów był zawsze otwarty i serdeczny. Mieszkańcy go lubili i nawet zgłosili do konkursu na najlepszego osiedlowego sprzedawcę. Przed ludźmi potrafił udawać troskliwego męża i dobrego ojca. W domu mężczyzna przedstawiał jednak zupełnie inne oblicze. Sięgał po alkohol, a po nim stawał się porywczy. Byle błahostka sprawiała, że wpadał w złość i wyżywał się na domownikach. Sytuację zaogniały długi, w które mężczyzna wpędził swoją rodzinę. Wcześniej małżeństwu świetnie się powodziło. Mieli smykałkę do interesów. Prowadzili kilka drobnych biznesów. Dopiero dwa lata przed tragedią przeprowadzili się z Krasnegostawu do Lublina, do kamienicy przy ul. Kunickiego, którą dostali w spadku.

Wyrok jest nieprawomocny. Andrzej R. pozostaje areszcie. (LL)

 

News will be here