Zabrany od pijaka walczy o życie

Trwa zbiórka pieniędzy na leczenie psiaka odebranego jednemu z mieszkańców powiatu krasnostawskiego. Zwierzę było skrajnie wyczerpane, choruje na nowotwór, w jego ciele znaleziono m.in. części metalu.

Pan Misio, bo takie imię nadały psiakowi wolontariuszki krasnostawskiej sekcji Straży Ochrony Zwierząt, ma kilkanaście lat, a jego ząbki już są w tragicznym stanie.

– Jednak to jest najmniejszy problem. Psiak ma silną anemię, stan zapalny całego organizmu. Biochemia pokazała, że nerki nie pracują prawidłowo. Dodatkowo jego brzuszek jest wzdęty jak balon, boli go przy każdym dotyku. Został skierowany na RTG oraz USG. Po badaniach okazało się, że Pan Misio ma w żołądku metalowe ciała obce, został także postrzelony z broni palnej – opowiadają miłośniczki zwierząt. Jakby tego było psiak ma torbiele na nerkach, jego śledziona ma marmurową, nieprawidłową strukturę. Jego gruczoł krokowy jest przerośnięty, dodatkowo jest wnętrem (czyli jedno jądro jest w jamie brzusznej, nie zeszło do moszny).

A co w tym wszystkim jest najgorsze? Pan Misio ma nowotwór jądra, na szczęście jeszcze bez przerzutów. Skóra zwierzęcia też pozostawiała wiele do życzenia. – Pełno pcheł, kleszczy, łuszczy się, schodzi dosłownie płatami. To, jaki fetor bije od tego psiaka, jest niewyobrażalny. W tym kierunku została zastosowana profilaktyka przeciwpasożytnicza oraz lecznicze kąpiele – dowiadujemy się.

Przed Panem Misiem długa droga do zdrowia. Lekarze czekają, aż jego badania krwi się polepszą, zrobią kolejne RTG, aby sprawdzić, czy ciała obce się przesuwają. Następnie zostanie przeprowadzony zabieg kastracji oraz wyłonienia drugiego jądra z jamy brzusznej. Tylko to go ochroni przez umieraniem w cierpieniach, gdy nowotwór będzie dawał przeżuty na kolejne narządy. W tym momencie Misiaczek nie kwalifikuje się do zabiegu ze względu na stan zdrowia.

Pies przez dłuższy czas będzie przebywał w klinice, następnie trafi do domu tymczasowego. – Kochani, bardzo prosimy o pomoc finansową, nie stać nas na utrzymanie kolejnego podopiecznego… – mówią dziewczyny z krasnostawskiej SOZ.

Pan Misio całe życie spędził na ulicy, pod wątpliwą opieką okolicznego pijaczka, nigdy nie widział weterynarza, kropli na kleszcze, po prostu był… Przeganiany z miejsca na miejsce. Mieszkał w rozwalającej się szopie. Czasem ktoś mu rzucił do jedzenia. Dlaczego nikt przez te kilkanaście lat nie zareagował? – zastawiają się wolontariuszki. Podczas leczenia pies zwymiotował m.in. folię z metalowym zapięciem.

Każdy, kto chce pomóc panu Misiowi w powrocie do zdrowia, może wejść na google wpisać w wyszukiwarce: „ratujmy zwierzaki pan miso” i w ten sposób trafić na stronę zbiórki. (k)

News will be here