Aresztowani na podstawie głosu zza materaca?

Oskarżeni na salę sądową wchodzi w kajdankach w silnej eskorcie policji. Opuszczali ją wolni i zapowiadając, że będą domagali się odszkodowania za bezprawne aresztowanie

Kompromitacją policji i prokuratury zakończył się proces trzech Ukraińców, oskarżonych o wyjątkowo brutalne rozboje w Chełmie i okolicach. Wszyscy zostali uniewinnieni przez Sąd Okręgowy w Lublinie. Wyrok nie jest prawomocny.


Sędzia zwrócił uwagę, że śledczy źle przeprowadzili tzw. okazanie głosu, które miało być jedynym dowodem obciążającym oskarżonych. Ci wyszli już na wolność. Jeśli wyrok zostanie podtrzymany, będą się mogli ubiegać o gigantyczne odszkodowanie za niecałe dwa lata, które spędzili w areszcie. Za nieudolność służb zapłacą wówczas… podatnicy.

– To, co przedstawia (prokurator – aut.) prowadzący postępowanie, szereg tych opinii świadczy o tym, że nie udało się znaleźć dowodów bezpośrednich, ale nawet dowody pośrednie są w zasadzie próbą wykazania, że oskarżeni w tym czasie byli w Polsce, byli w okolicach Chełma (…). Tutaj nawet jest brak dowodów – ocenił sędzia Bartosz Kamieniak z Sądu Okręgowego w Lublinie, uzasadniając motywy wyroku uniewinniającego trzech Ukraińców.

– Czy jest wystarczające to, że jeżeli w jednym domu w Chełmie dochodzi do rozboju, a gdzieś w Chełmie jest inna osoba narodowości ukraińskiej, czy to znaczy, że ta osoba jest winna tego rozboju? – pytał retorycznie sędzia i przypomniał, że „w polskim procesie karnym funkcjonuje przepis dotyczący domniemania niewinności, a nie dające się usunąć wątpliwości, rozstrzyga się na korzyść oskarżonych”. Zdaniem sądu tak też było w tej elektryzującej opinie publiczną sprawie.

Oskarżeni Ukraińcy zostali zwolnieni z aresztu. Wyrok nie jest prawomocny, można się od niego odwołać do Sądu Apelacyjnego w Lublinie. Sporo wskazuje na, to że prokuratura złoży apelację. Jeśli wyrok zostanie podtrzymany, a sporo na to wskazuje, wówczas oskarżeni będą się mogli ubiegać o gigantyczne odszkodowanie za niecałe dwa lata, które spędzili w areszcie. Za nieudolność służb zapłacą wówczas… podatnicy.

W procesie chodziło o trzy brutalne napady. Doszło do nich w maju i czerwcu 2018 roku w Chełmie, pobliskim Okszowie i Ochoży-Kolonii. Zamaskowani przestępcy nocą wchodzili do domu swoich ofiar. Na dłoniach mieli rękawiczki, aby nie zostawić po sobie śladów. Byli wyjątkowo brutalni. – Pokrzywdzeni mieli zakładane na głowę poszewki czy też worki, dochodziło do przypalania żelazkiem, lokówką czy też podtapiania. W sumie sześć osób zostało pokrzywdzonych, skradziono pieniądze i przedmioty kolekcjonerskie – wyliczał sędzia Kamieniak.

Sprawą zajęli się śledczy z Chełma. Prokurator liczył, że sprawcy zostawili po sobie jakieś ślady. Sprawdzano m.in. odciski palców, ślady opon, ślady obuwia, a także próbowano ustalić, czy sprawcy zostawili ślady DNA. Śledczy próbowali nawet wytypować napastników w oparciu o opinie antropologiczne, badające zachowanie napastników. Bezskutecznie.

Okazało się, że jedynym dowodem może być tzw. okazanie głosu. Policjanci ustalili, że napadów mogli dokonać obywatele Ukrainy. Zatrzymali 10 osób, a następnie dokonywali okazania głosu. Jedna z sal na posterunku policji w Chełmie została… przedzielona materacem gimnastycznym. Po jednej stronie siedziały ofiary. Po drugiej siadały po kolei osoby zatrzymane i proszono ich o odczytanie fragmentów zdania. Na tej podstawie policja wytypowała trzy osoby. To Ukraińcy: 37-letni obecnie Oleksandr S., 19-letni Maksym S., i 22-letni Oleksandr F. Mężczyźni trafili do aresztu, a następnie na ławę oskarżonych.

Wadliwe okazanie

Sędzia Kamieniak zwrócił uwagę, że „nie zawsze zeznania świadków polegały na pewności, że rozpoznają głos sprawców”. – Pewność subiektywna dotyczyła pokrzywdzonego Marcina C., który zeznał, że jest pewny, że mężczyzna, który go bił, to Oleksandr S. Z kolei Maksym S. miał być rozpoznany przez Macieja S., Martę M. i Marcina C. Pokrzywdzony Tomasz O. co do okazanych osób nie wypowiadał się ze stanowczością. Zawsze brakowało pewnej dozy pewności – wyliczał sędzia.

Kamieniak zwrócił uwagę, że „dla poczynienia ustaleń faktycznych (ustalenia, czy oskarżony jest winny, czy nie – aut.) nie jest niezbędne pochodzenie co najmniej dwóch źródeł dowodowych, lecz w sytuacji, gdy mamy do czynienia z tak specyficznym dowodem, jak okazanie głosu, sąd nabrał zasadniczych wątpliwości”. Sędzia zwrócił uwagę, że okazanie osoby reguluje kodeks postępowania karnego. Jeden z zapisów stanowi, że „podczas okazania osoba okazywana powinna znajdować się w grupie obejmującej łącznie co najmniej 4 osoby”.

– Tymczasem to okazanie polegało na dość przypadkowym okazaniu grupy obywateli narodowości ukraińskiej. (…) Nie było to okazanie zgodnie z cytowanymi przepisami, które by polegało na okazaniu głosu typowanego sprawcy wśród, jak kodeks przewiduje, co najmniej trzech innych, co ważne, podobnych głosów. Przepisy wymagają, aby warunki okazania wyłączały możliwość sugestii – tłumaczy Kamianiak.

Głos straszny, chrapliwy i niski

Zdaniem sądu chełmska policja okazanie przeprowadziła nieprawidłowo. Okazanie nie zostało nagrane. Sąd dysponował jedynie protokołami. W dodatku… znajdowały się w nich błędy. – Nie wiemy, czy ten charakterystyczny, chrapliwy głos, o którym zeznawali pokrzywdzeni, czy to był jedyny taki głos wśród tej dziesiątki, co w naturalny sposób byłoby sugestią dla zestresowanych świadków, którzy w porach wieczorowych przyjeżdżają na policję po to, aby rozpoznać sprawcę. Gdybyśmy mieli wiedzę, że faktycznie głos, jak to określano straszny, chrapliwy, niski był okazany wraz z innymi niskimi, chrapliwymi głosami i świadkowie bezbłędnie wskazują na ten (jeden – aut.) głos, wówczas nie byłoby wątpliwości – wyjaśniał kryminalistyczne niuanse sędzia.

Kamieniak zaznaczył, że nie neguje szczerości świadków, wierzy w ich dobrą wolę i przekonanie, że subiektywnie ten głos rozpoznali. Wyjaśnił jednak, że „zeznania świadka mogą być szczere, ale nie znaczy, że są zgodne z prawdą”. – Nie wiemy, czy świadkowie nie popełnili błędu. Nie wiemy tego, bo nie możemy tej czynności zweryfikować. Nie dokonano utrwalenia audiowizualnego, zaś czynność (okazania – aut.) została przeprowadzona wadliwie.

Nie zachowano warunków, które by wyłączały sugestię – ocenił. Zwrócił też uwagę, że „rozpoznanie drugiej osoby tylko po glosie, nawet jeżeli jest to osoba najbliższa, którą znamy, jest czynnością bardzo trudną”. Dodał, że w „tej sprawie nie było żadnej opinii biegłego z zakresu fonetyki czy biegłego zajmującego się badaniem głosu, bo nie było co badać” (materiał dowodowy był tak fatalnie zebrany – aut.). – Sąd nie przyjmuje tego dowodu jako dowodu o charakterze niewątpliwym i stuprocentowo pewnym, który dałby podstawę do ustalenia, że te osoby uczestniczyły w tych rozbojach – dodał.

Sędzia Kamieniak zwrócił jednocześnie uwagę, że „przeprowadzenie tego dowodu (okazania głosu) w warunkach, jakimi dysponowała policja było bardzo trudne”. – Proszę zwrócić uwagę na krótkie terminy procesowe – to wszystko musiało się odbyć w ramach terminów zatrzymania (osobę można zatrzymać maksymalnie na 48 godzin, chyba że przed ich upływem do sądu trafi wniosek o jej aresztowanie, wówczas sąd ma 24 godziny na jego rozpoznanie – aut.).

Dobranie odpowiedniej ilości podobnych głosów na pewno było bardzo trudne, ale czy ta trudność ma obciążać oskarżonych? Czy sąd ma „przymknąć na to oko” i uznać, że tak niedoskonały dowód i jedyny, jak się okazało, ma uzasadniać winę oskarżonych? Nie – podsumował sędzia.

Grzegorz Rekiel

News will be here