Zjazd Krajowy Ruchu Prawdziwa Europa zaapelował do swojego lidera, prof. Mirosława Piotrowskiego, by ten rozważył swój start w wyborach prezydenckich wiosną 2020 r. Były lubelski europoseł nie mówi nie, choć – jak podkreśla – chce szerzej zapoznać się z oczekiwaniami i potrzebami rodaków.
– Tak naprawdę jesteśmy w tej chwili w Polsce jedyną katolicką, chrześcijańską, prawicową partią polityczną. Apel, który został wystosowany traktuję z należytą powagą i myślę, że po Nowym Roku dostrzegą państwo nasze konkretne działania – podsumował wyniki zjazdu lider RPE.
Piotrowski był już co najmniej dwa razy blisko decyzji o starcie. W 2010 r., jeszcze przed katastrofą smoleńską – środowisko Radio Maryja i osobiście o. Tadeusz Rydzyk byli silnie skłóceni z kończącym kadencję Lechem Kaczyńskim. Sondaże nie dawały mu wówczas większych szans na reelekcję (przy poparciu w granicach 9-14 proc.). Zwolennicy toruńskiej rozgłośni nie mieli wówczas żadnych wątpliwości, że to prof. Piotrowski, byłby idealnym nowym prezydentem, a przynajmniej kandydatem środowisk narodowo-katolickich. Wypadek tupolewa nad lasem smoleńskim zmienił jednak wszystko, a zarazem przeorał polską scenę polityczną.
Następna szansa (?) pojawiła się przed europosłem w roku 2015, kiedy z kolei wydawało się, że żadna siła nie odbierze zwycięstwa Bronisławowi Komorowskiemu, PiS szukało kandydata-zapchajdziury, (ostatecznie stawiając na Andrzeja Dudę), a o. Rydzyk znowu, choć już raczej bez przekonania (i z coraz bardziej ograniczonym zapleczem) straszył usamodzielnieniem swojego środowiska.
Oczekiwanie na start Piotrowskiego skłoniło jednak m.in. Ruch Narodowy do wystawienie kandydata, którego można było w każdej chwili wycofać – i tak zaczęła się krótkotrwała kariera Mariana Kowalskiego. Ostatecznie jednak także i pięć lat temu o. Rydzyk i prof. Piotrowski nie podjęli decyzji. Czyżby więc teraz przynajmniej jeden z nich uwierzył, że do trzech razy sztuka? TAK