Albo spółki Skarbu Państwa, albo samorządy – taki wybór (?) dał aktywowi PiS Jarosław Kaczyński. „Do polityki nie idzie się dla pieniędzy” – podkreślił lider partii rządzącej, przerażając swoich dotychczasowych radnych, którzy przecież nie po to tyle lat klepali biedę w opozycji, żeby teraz nie korzystać z profitów władzy.
Analitycy wskazują, że szef PiS swoją deklaracją za jednym zamachem chciał zapunktować wizerunkowo, jak i dokonać bezbolesnej (przynajmniej dla siebie…) czystki w szeregach partii, dopuszczając na „miejsca biorące mandaty” drugi szereg PiS-u, bezwzględnie lojalny wobec Kaczyńskiego, a przy tym bez własnej pozycji politycznej, którą dotychczasowi radni jakoś tam sobie wypracowali. O ile ten drugi efekt da się zapewne osiągnąć (niekoniecznie w połączeniu z sukcesem wyborczym, bowiem takie układanie list może odebrać PiS-owi zwycięstwo w sejmikach) o tyle PR-ową siłę zapowiedzi Kaczyńskiego już stara się zniwelować opozycja.
Opozycja podejrzewa
– To metoda uniknięcia informowania opinii publicznej o kolosalnych zarobkach polityków PiS w spółkach Skarbu Państwa – atakuje europoseł PSL Krzysztof Hetman wskazując, że zakaz łączenia miejsc w radach i zarządach spółek z mandatami radnych zwolni zainteresowanych od składania oświadczeń majątkowych z tytułu zasiadania w samorządach. Ponadto ludowcy wytknęli Jarosławowi Kaczyńskiemu, że w ten sposób ogranicza bierne prawa wyborcze dotychczasowych radnych PiS. Krytyka ludowców, nawet zgrabna, ale jednak pod publiczkę, bo informacje o zarobkach w państwowych firmach i są przecież ujawniane, choć niechętnie.
Nieostra deklaracja Kaczyńskiego zostawia zresztą niedomówienie – czy miałaby dotyczyć tylko członków rad nadzorczych, czy także zarządów spółek Skarbu Państwa, a także ich pracowników? Zwraca też uwagę na pominięcie rządowych agencji rolnych. Ponadto czy zakaz będzie bezwzględnie obowiązujący według stanu obecnego, czy też radni zainteresowani reelekcją, a znajdujący się w sytuacji wspomnianej przez szefa PiS będą mogli wybrać co wolą – startować czy pozostać w radach? A jeśli tak, to do kiedy?
Strzał w PiS-owską giełdę nazwisk
Sprawa wydaje się być o tyle istotna, że dotyczy co najmniej kilku radnych PiS, wymienianych jako kandydaci do miejsc w przyszłym Zarządzie Województwa. Chodzi przede wszystkim o Andrzeja Pruszkowskiego (wiceprezesa PGE Dystrybucja), Grzegorza Muszyńskiego (członka zarządu BGK Nieruchomości) oraz Tomasza Miszczuka (nie jest obecnie radnym, ale jest wymieniany jako najpoważniejszy kandydat PiS na przyszłego marszałka województwa, obecnie prezes PKP Informatyka). Nie wiadomo też co z radnymi Janem Franią (również wiceprezesem PGE Dystrybucja) oraz Michałem Mulawą (rzecznikiem Grupy Azoty Puławy).
W tej sytuacji wygranym mógłby okazać się radny Marek Wojciechowski, również wymieniany na marszałkowskiej giełdzie nazwisk (jest wicedyrektorem oddziału lubelskiego Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, który nie jest spółką), no chyba, że kolejnym marszałkiem województwa lubelskiego ma zostać ktoś przywieziony z Warszawy w teczce, jak np. niewybieralny, ale ulubiony ekspert Kaczyńskiego – prof. Waldemar Paruch, który zarabia jako szef rządowego Centrum Analiz Strategicznych. I właśnie miejsce dla takich jak on, osób nieznanych wyborcom a całkowicie zależnych od prezesa, ma załatwić ostatnia akcja Kaczyńskiego. TAK