Jemioła panoszy się na Górce

Mieszkańcy są przerażeni tym, co się dzieje. W całym Chełmie zainfekowane drzewa umierają na naszych oczach. Urzędnicy, zamiast działać póki jeszcze można, całą winę zrzucają na poprzednie władze miasta i podkreślają swoje (równie wątpliwe) zasługi w walce z pasożytem.

Jemioła najczęściej kojarzy się nam pozytywnie – z pocałunkami czy świątecznymi ozdobami. Tak naprawdę jednak to pasożytnicza roślina, z którą w Chełmie mamy duży problem. Jemioła wpuszcza w drzewa przyssawki i coraz mocniej wnika w tkanki swojego żywiciela, pobierając z niego substancje odżywcze oraz wodę. Jej rozrost już dawno wymknął się spod kontroli, o czym sukcesywnie donoszą nam kolejni czytelnicy.

– Przed piętnastu laty było niewiele jemioły, wystarczyło ją wyciąć i tyle. Po latach zaniedbań rozprzestrzeniła się agresywnie. Obecnie jest to drogi problem, a będzie narastał, jeżeli miasto go nie załatwi teraz – mówi mieszkaniec osiedla Dyrekcja i wskazuje pilną potrzebę ratowania lip w parku „na Górce”, w pasie od komendy policji do bazyliki.

Drzewa na Chełmskiej Górze to niejedyne w mieście zaatakowane przez jemiołę. Mieszkanka osiedla XXX-lecia zwraca uwagę na ten sam problem w parku międzyosiedlowym. Inna wskazuje na rośliny w pasie przy al. 3 Maja.

– Czy spółki miejskie tego nie widzą? Przecież jemioła może doprowadzić do obumarcia drzewa. Czekanie na śmierć roślin, a potem sadzenie nowych nie jest rozwiązaniem. Aby drzewo urosło, potrzeba czasu – dziwi się kobieta z os. Kościuszki.

Wygląda na to, że niemal wszystkie drzewa w mieście są porażone pasożytem, a przejęci sprawą ludzie – jeden po drugim – dzwonią do urzędu. Tylko że, jak mówią, bez skutku. – W lutym prezes dwukrotnie dzwonił do pani dyrektor wydziału, odpowiadającego za miejską zieleń, ale bez skutku. Nawet nikt nie raczył przyjechać i obejrzeć. Park jest zaniedbany, lipy umierają – dodaje mieszkaniec Dyrekcji w temacie drzew „na Górce”.

Co na to wszystko urzędnicy? Damian Zieliński z Gabinetu Prezydenta Miasta Chełm, zapewnia, że pracownicy departamentu komunalnego „priorytetowo traktują wszystkie sygnały i interwencje mieszkańców dotyczące zieleni miejskiej”. Jak mówi, porobili oni zdjęcia porażonych drzew, a po rozpoczęciu okresu wegetacyjnego – gdy drzewa wypuszczą liście – zostaną przeprowadzone ponowne oględziny.

Wówczas z części drzew o dobrej i dostatecznej kondycji jemioła zostanie usunięta, zaś drzewa, których stan jest fatalny, zostaną wycięte, a w ich miejsce nasadzone nowe. Zabiegi te będą jednak wykonane dopiero jesienią, gdyż od 1 marca do 15 października, czyli w okresie lęgowym ptaków, obowiązuje zakaz ich płoszenia czy niszczenia gniazd.

– Okres ochronny obejmuje nie tylko drzewa, na których ptaki gniazdują, ale cały drzewostan – mówi D. Zieliński. – Usunięcie jemioły z drzew na terenie miasta jest trudne nie tylko ze względów technicznych czy finansowych, ale również formalno-prawnych. Drzewa zaatakowane jemiołą rosną nie tylko na terenach miejskich, tj. w pasach drogowych, parkach czy zieleńcach, ale również na terenach administrowanych przez spółdzielnie czy wspólnoty mieszkaniowe, nieruchomościach podmiotów prywatnych, przedsiębiorstw czy rodzinnych ogrodów działkowych.

Mimo to Miasto Chełm w ubiegłym roku po raz pierwszy podjęło się walki z półpasożytem jemioły – wcześniej nie była usuwana, więc skala porażenia drzewostanu znajdującego się w zasobie miejskim i nie tylko jest znaczna – podkreśla Zieliński i wskazuje, że w ubiegłym roku miasto usunęło jemiołę z… 36 drzew w pasach drogowych.

Patrząc na tę liczbę i stan drzew w Chełmie, można odnieść wrażenie, że ratusz woli jednak sadzić nowe, niż ratować stare drzewa. W mniemaniu urzędników stosowana od 2019 roku „alternatywna metoda walki” to sadzenie odporniejszych na zasiedlenie jemiołą gatunków, tj. dębów szypułkowych, jesionów wyniosłych, brzóz, jarzębów szwedzkich, kasztanowców czerwonych, wiśni piłkowanych czy roślin iglastych. (pc)

News will be here