Na zaproszenie Putina?

Na Placu Czerwonym od lewej: reprezentant Słowacji oraz przedstawiciele Związku Weteranów i Rezerwistów Wojska Polskiego: Eugeniusz Podolak, Leszek Wacewicz, Tadeusz Otulak i Ryszard Bielat

– Nasi pojechali do Moskwy na obchody Dnia Zwycięstwa. Sam Władmir Putin ich zaprosił! – taka plotka od kilku dni krąży po Sawinie. I okazuje się, że tkwi w niej ziarenko prawdy.

Powtarzana z ust do ust historia rzeczywiście została ciut podkoloryzowana. Po pierwsze to nie kilku mieszkańców Sawina, a tylko jeden brał udział w Dniu Zwycięstwa, czyli corocznym pokazie siły rosyjskiej armii. To Leszek Wacewicz, członek lubelskiego oddziału Związku Weteranów i Rezerwistów Wojska Polskiego. Chociaż udział w tym wydarzeniu faktycznie okazał się nie lada wyróżnieniem, nie było mowy o żadnym bezpośrednim zaproszeniu od prezydenta Federacji Rosyjskiej, napisanym specjalnie do mieszkańca Sawina.

– To nasz związek otrzymał zaproszenie od organizatorów z Moskwy do wzięcia udziału w rosyjskich obchodach 73. rocznicy zakończenia II wojny światowej. Jakiś czas temu dostałem informację, że z kilku tysięcy naszych członków w całej Polsce to między innymi mnie wybrano do pięcioosobowej delegacji, która ma tam pojechać – wyjaśnia L. Wacewicz. I opowiada nam, że największe wrażenie podczas tego wyjazdu wywarł na nim pochód „Nieśmiertelny Pułk”, gromadzący weteranów i rodziny żołnierzy poległych na frontach II wojny światowej, w którym miał możliwość wziąć udział w ramach obchodów Dnia Zwycięstwa.

– Ta inicjatywa zrodziła się w 2007 roku w rosyjskim Tomsku, z czasem rozprzestrzeniając się na całą Rosję. W tym roku wzięło w niej udział ponad milion osób. Nieśli zdjęcia swych przodków, którzy walczyli w II wojnie światowej. To robi niesamowite wrażenie – przyznaje kombatant z Sawina. – Przeszliśmy od Dworca Białoruskiego ulicą Twerską do Placu Czerwonego. Na czele pochodu szli weterani Armii Czerwonej, prezydent Putin i premier Izraela Benjamin Netanjahu – dodaje i przyznaje, że to była wycieczka jego życia. (mg)

News will be here