Namawiają do szczepień, ale zaszczepić nie chcą

Chełmianin trzy razy rejestrował się na szczepienie przeciwko Covid-19. Gdy w ankiecie przyznawał, że może źle znieść zastrzyk, odmawiano mu jego podania. Miejska przychodnia odesłała go do szpitala, twierdząc, że tam będzie miał lepsze warunki. A w szpitalu przekładano wizytę, bo nie było lekarza, który mógłby go przebadać. Udało się dopiero po telefonie do redakcji?

Politycy i lekarze narzekają na wciąż za małą liczbę szczepień przeciwko Covid-19 i w mediach stale do nich namawiają. Ale przykład chełmianina pokazuje, że nawet gdy bardzo chce się przyjąć szczepionkę, to można natrafić na duży problem. – Zarejestrowałem się poprzez platformę internetową na szczepienie – mówi pan Artur. – Wyznaczono mi termin pod koniec listopada w punkcie szczepień Miejskiego Samodzielnego Zakładu Opieki Zdrowotnej przy ulicy Wołyńskiej.

Dzień przed terminem dostałem przypominającego sms-a. Stawiłem się na wskazaną godzinę. Ale w papierowej ankiecie, w punkcie dotyczącym stanu zdrowia, zaznaczyłem, że kiedyś miałem alergiczną reakcję po ukąszeniu owada. I przez to odmówiono mi podania szczepionki. Pracownicy MSPZOZ odesłali mnie do szpitala, mówiąc, że tam lepiej się mną zajmą, gdyby coś się stało.

Chodzi o wstrząs anafilaktyczny, czyli alergiczną reakcję organizmu na podanie leku. Może ona prowadzić nawet do śmierci, jeśli w porę nie podejmie się odpowiednich działań. MSPZOZ uważa, że szpital, który ma oddział ratunkowy, jest lepszym miejscem dla tak ryzykownych pacjentów.

– Jesteśmy przygotowani na to, gdyby któryś z pacjentów miał wstrząs, ale gdy mamy potwierdzenie, że pacjent miał już taki przypadek w przeszłości, to dla jego bezpieczeństwa lepiej wykonać zastrzyk w szpitalu, który ma lepszą możliwość podjęcia działań ratunkowych – uważa Mariusz Żabiński, dyrektor MSPZOZ.

Pacjenta dziwią te tłumaczenia. – Wychodzi na to, że gdybym ukrył ten incydent z przeszłości, to dostałbym szczepionkę, a nawet gdyby mi się coś stało, to miałbym pomoc na miejscu, bo przychodnia jest do tego przygotowana – mówi. – Ale przez to, że się przyznałem, to dla świętego spokoju odesłano mnie do szpitala?

Również w szpitalu nie od razu udało się przyjąć szczepionkę. Pierwszy wolny termin wypadał 1 grudnia. – Ale po wypełnieniu ankiety pani pielęgniarka stwierdziła, że dzisiaj nie ma lekarza, który mógłby mnie zbadać, więc termin szczepienia trzeba przełożyć – mówi pan Artur. – Gdy pojawiłem się w szpitalu w kolejnym terminie, 9 grudnia, znowu chciano mnie odesłać, bo nie było lekarza. Od pielęgniarek usłyszałem, żeby zarejestrować się na kolejny czwartek, bo w te dni jest doktor, ale dzień wcześniej lepiej upewnić się telefonicznie czy faktycznie będzie. Nie wytrzymałem już tego zwodzenia i przy pracownikach punktu szczepień zadzwoniłem do waszej redakcji. Poskutkowało. Kazano mi czekać a po kilku minutach zaprowadzono do szpitalnego oddziału ratunkowego.

Tam lekarz szybko zbadał pacjenta. Podano mu szczepionkę i po półgodzinnej obserwacji mógł jechać do domu. – To samo można było zrobić za pierwszym razem w MSPZOZ – mówi mężczyzna.

– Obecność lekarza w punkcie szczepień nie jest obowiązkowa, bo kwalifikacji do szczepienia może dokonać pielęgniarka i kilka innych zawodów medycznych wskazanych w odpowiednich rozporządzeniach – mówi Kamila Ćwik, dyrektor chełmskiego szpitala. – Jeśli w wywiadzie okazuje się, że pacjent wymaga szczególnego nadzoru i kwalifikacji lekarskiej, to personel postąpił słusznie wyznaczając nowy termin.

W tym wypadku kwalifikacja została dokonana w warunkach Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Ale SOR nie jest niezbędny do funkcjonowania punktu szczepień. Przecież te działają w aptekach, przychodniach a nawet mobilnie. Więc kierowanie pacjenta z innego punktu do szpitala ze względu na to, że mamy SOR jest dla mnie niezrozumiałe. (bf)

News will be here