Nerwy i kłótnie w punkcie recepcyjnym

Nieskoordynowana pomoc, z którą ludzie lawinowo ruszyli do Dorohuska, przynosi niepotrzebne spięcia i kłótnie. Do nieprzyjemnej wymiany zdań między wójtem Dorohuska a ludźmi doszło przy punkcie recepcyjnym. – Trzeba pomagać, ale z głową – mówi wójt.

W Dorohusku funkcjonuje punkt recepcyjny, w którym uciekający z Ukrainy uchodźcy mogą odpocząć, umyć się, zjeść ciepły posiłek i poczekać na transport. Punkt obsługują pracownicy z gminy i wolontariusze. To tam w pierwszej kolejności trafiały też paczki z pomocą. I tam jadą ze spontanicznym wsparciem mieszkańcy nie tylko najbliższej okolicy i Chełma, ale nawet spoza województwa. A ponieważ ludzi chcących, jakkolwiek pomóc jest naprawdę dużo, dochodzi do potwornego zamieszania.

Cały teren wokół zastawiony jest samochodami, powstały spontaniczne punkty oferujące posiłki, ubrania czy środki czystości. Pod pałac Suchodolskich, w którym mieści się punkt, przyjechał nawet foodtruck z centralnej Polski. Takiej pomocy nikt nie oczekiwał, a jej skala jest przytłaczająca. – Dostajemy wiele rzeczy, których nie potrzebujemy – mówi Wojciech Sawa, wójt Dorohuska. – Najgorzej było z ubraniami, które nas zalały. Zdarłem gardło, tłumacząc ludziom, że już nie są potrzebne i nie mamy gdzie ich trzymać.

Jakaś kobieta z Białegostoku przywiozła dwa słoiki bigosu. Ktoś inny zrobił kilka kanapek, zupę albo parę kotletów. – I jadą z tym do nas, nie pytając czy akurat jest to potrzebne – mówi W. Sawa. – Pomoc jest potrzebna, ale trzeba jej udzielać z głową.

Ludzie widzą, że pod punkt przyjeżdżają też osoby czy nawet zorganizowane grupy, dla których udzielanie pomocy jest okazją do robienia sobie zdjęć i umieszczania ich w internecie. – Kto chce naprawdę pomagać, nie musi się tym chwalić – mówią z zażenowaniem.

A efektem tej „pomocy” jest coraz większy bałagan, tłumy, przestawianie namiotów, które rozlokowano pod pałacem i psucie zorganizowanej naprędce przestrzeni.

– Przez to zamieszanie rozwalono nam posegregowane ubrania – mówi wójt Sawa, który końcu uznał, że trzeba zrobić z tym porządek. Nie przebierając w słowach, kazał opuścić teren. – Mamy wiele potrzeb tu, na miejscu, ale apeluję, żeby ludzie najpierw zapytali, czego nam brakuje, zanim przyjadą i przywiozą coś, co się zmarnuje, a mogłoby posłużyć w innym miejscu – mówi W. Sawa. – Naprawdę każdy, kto ma ochotę i siły będzie miał okazję pomóc uchodźcom. To dopiero pierwsze dni wojny, a ludzie cały czas napływają do Polski. (bf)

News will be here