Nie wszyscy dostali, więc się poskarżyli

Lekarze z chełmskiego szpitala poskarżyli się marszałkowi województwa, że nie dostali dodatków covidowych. – Są wątpliwości czy za jedną konsultację u pacjenta z koronawirusem także należy się 15 tys. zł – tak, jak lekarzom za miesiąc pracy na oddziale – mówi dyrektor szpitala. Na dodatki liczą też sekretarki medyczne, ale one się nie skarżą.

Dodatki covidowe od początku budziły sporo kontrowersji. Medycy dostawali ogromne pieniądze za to, że pracowali z chorymi na koronawirusa. Czyli za swoją powinność. Dla pielęgniarek jest to 100 proc. wynagrodzenia a dla lekarzy nie więcej niż 15 tys. zł. Oczywiście, co miesiąc. Nie tylko wysokość dodatku budzi emocje. Ale też sposób ich przyznawania. W niektórych szpitalach na pełne dodatki mogły liczyć tylko te osoby, które faktycznie, przez cały miesiąc pracowały z zarażonymi, w innych wystarczył kontakt, który mógł skutkować narażaniem na zakażenie się. W Chełmie ten dodatek liczony był przeważnie proporcjonalnie do liczby przepracowanych dyżurów. Ale nie wszyscy doktorzy, którzy mieli kontakt z zarażonymi, dostali dodatkowe pieniądze. Poskarżyli się więc marszałkowi województwa. Ich sprawę podnosiła też Ewa Jaszczuk, radna do sejmiku województwa lubelskiego.

– Dla nas wypłata tych pieniędzy nie jest tak oczywista jak dla lekarzy – mówi Kamila Ćwik, dyrektor chełmskiego szpitala. – Minister zdrowia wydał wytyczne odnośnie dodatków covidowych, które można niestety różnie interpretować. I są wątpliwości czy np. za jedną konsultację u pacjenta z koronawirusem także należy się 15 tys. zł dodatku – tak, jak lekarzom za miesiąc pracy na oddziale. Żeby była jasność – sprawa dotyczy kilku osób.

Zdaniem doktorów bezpośredni kontakt z zakażonym, nawet przez jeden dzień, narażał medyka na zachorowanie, więc zgodnie z wytycznymi ministra dodatek mu się należy. – Zwracaliśmy się dwukrotnie w tej sprawie do ministerstwa z prośbą o interpretację, ale nie uzyskaliśmy konkretnej odpowiedzi. Rozumiem, że minister nie chce wchodzić w kompetencje dyrektora i za niego zarządzać placówką. Ale przepis jest nieprecyzyjny i pozostawia pole do dyskusji.

O pieniądze na dodatki szpitale występują do NFZ. – Na te, które w naszej ocenie były wątpliwe, nie składaliśmy wniosku – mówi dyrektor Ćwik.

Dyrekcja nie chce ryzykować, bo w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości przy wypłatach, a kontrole raczej są pewne, szpital musiałby zwracać całą pulę. A to nawet 3 mln zł.

– Nie kwestionuję, że te pieniądze im się należą. Jeżeli będziemy mieli pewność, to wystąpimy o nie do Funduszu i natychmiast wypłacimy – mówi dyrektor. – Ale musimy rozstrzygnąć tę kwestię.

Podobnie jak tę dotyczącą dodatków covidowych dla sekretarek medycznych. One też oczekują wypłaty, bo publicznie im to obiecywano.

– Tutaj współpracujemy ze związkami zawodowymi i też staramy się o doprecyzowanie przepisów – mówi dyrektor. – A zgodnie z nimi dodatki należą się osobom, które mają bezpośredni kontakt z pacjentem. A do tego sekretarki nie są uprawnione. Sprawa nie jest jednak przesądzona i mam nadzieję, że także szybko się wyjaśni. (bf)

News will be here