Pijany chciał wysadzić dom w powietrze

W wyniku eksplozji zniszczeniu uległby nie tylko dom desperata, ale i cała okolica. Mogło dojść do niewyobrażalnej tragedii. Mogli zginąć starsi i schorowani ludzie, mieszkający po sąsiedzku.

Przed sądem stanie niebawem Waldemar K. z Chełma (61 lat), oskarżony o sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa eksplozji, groźby i znęcanie się nad żoną od 16 lat.

Chodzi o wydarzenia z listopada ub. roku. W nocy 29.11 pijany K. przyszedł do domu mieszkającej naprzeciwko matki. Rankiem następnego dnia wstał, napił się wódki na kaca i udał do własnego domu. W drzwiach minął się z żoną, która akurat wychodziła do pracy. Zaraz potem zadzwonił do niej, ale nie odebrała, więc zatelefonował do siostrzenicy, która również mieszka z rodziną niedaleko. Kazał jej w ciągu 10 minut zabrać dzieci i ewakuować się. Gdy po chwili żona oddzwoniła, oświadczył, że zamierza wysadzić w powietrze ich dom. Spanikowana kobieta zadzwoniła do siostrzenicy, a ta potwierdziła, że widziała przez okno, jak K. niesie z garażu butlę z gazem. Przerażona żona wezwała policję.

Gdy mundurowi weszli do zamieszkałego przez rodzinę bliźniaka, w jednym z pomieszczeń na parterze zastali pijanego mężczyznę siedzącego na krześle. Pół metra przed nim stała butla na propan-butan z odkręconym zaworem. Waldemar K. został zatrzymany i trafił do aresztu.

Śledztwo wykazało, że w rodzinie nieraz dochodziło do przemocy, zresztą była też założona Niebieska Karta. Od 2005 r. mężczyzna znęcał się nad żoną fizycznie i psychicznie. Kilka razy w miesiącu (po alkoholu) wszczynał awantury, w trakcie których poniżał kobietę, popychał, groził pogryzieniem, niszczył sprzęty domowe, kwiaty i tłukł naczynia. Dręczył ją ciągłymi zapowiedziami odebrania sobie życia. Demonstracyjnie wieszał sznur lub przykładał nóż do ciała, barykadował się w łazience i kaleczył ręce.

Powołany do sprawy biegły ocenił, że gdyby tego feralnego dnia na koniec listopada K. spełnił swoje groźby, w wyniku eksplozji zniszczeniu uległyby również sąsiednie działki. Zagrożenie było wielkie. W sąsiednich budynkach znajdowali się starsi i schorowani ludzie, którzy nie mieliby szans na ucieczkę. (pc)

News will be here