Choć podczas napadu był zamaskowany, a potem od razu uciekł z miasta, nie zdołał po sobie zatrzeć wszystkich śladów. Policjanci po niespełna dwóch tygodniach od zuchwałego skoku na bank przy ul. Głębokiej w Lublinie dopadli poszukiwanego bandziora. Okazał się nim recydywista. Teraz rozpoczął się jego proces.
Do napadu doszło 14 marca tego roku. Około godz. 16 do bankowej placówki wpadł zamaskowany oprych z pistoletem w ręku. Zastraszył czterech pracowników i zażądał gotówki. Jedną z kobieta szarpał za marynarkę. Potem wskoczył na biurko, dostał się do kasetki i zgarnął pieniądze.
Bandzior ukradł 20 tys. zł i uciekł. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Kryminalni przeglądali monitoring z całego miasta i trafili na trop przestępcy. Okazało się, że poszukują 37-letniego Bartosza W., który ukrywał się przed więzieniem. Do odsiadki ma bowiem 2 lata i 2 miesiące wyroku za inne przestępstwo.
Mężczyzna zbiegł do Warszawy. Zaszył się w apartamencie. Tam zaskoczyli go policjanci. W łazience, w skrytce za wodomierzami, odnaleźli broń, której użył do napadu. Bandzior w kajdankach wrócił do Lublina. Został aresztowany. Teraz odpowiada w warunkach recydywy. Oskarżony nie przyznaje się do winy. LL