Serce się kraje na widok małych uchodźców

Dramatyczna noc na przejściu granicznym w Dorohusku. Z wtorku na środę temperatura spadła sporo poniżej zera. – W takich warunkach matki z dziećmi na piechotę uciekały do Polski. Brak słów, by to opisać, serce się kraje – opowiada nam Monika Makarewicz, od dwóch tygodni pomagająca uchodźcom.

Takich osób, jak pani Monika, jest wiele. Gdy tylko zaczęła się wojna, mimo zobowiązań zawodowych, rodzinnych, w każdej wolnej chwili pomagają one uchodźcom z Ukrainy.

– Nie mogłam bezczynnie patrzeć na dramat tych ludzi – mówi Monika Makarewicz. Na co dzień pracuje w chełmskim Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Od dwóch tygodni po pracy jednak nie odpoczywa. Wraz z koleżankami pakuje kanapki, zupę, wodę, co się da, i jedzie na granicę. Do domu wraca w środku nocy, rano znów idzie do pracy.

– Robimy, co możemy, by pomóc. Sytuacja jest dramatyczna. Ludzie, głównie matki z dziećmi, na piechotę uciekają z Ukrainy, z miast, na które spadają bomby – opowiada mieszkanka Chełma.

Szczególnie ciężka była noc z wtorku na środę (8-9 marca). Temperatura spadła sporo poniżej zera. – Na dworze było minus dziesięć stopni. Spotkałyśmy Ukrainkę, która uciekła przed wojną z trójką dzieci. Na piechotę. Najmłodszy z nich, Miszka, ma zaledwie kilka miesięcy… Serce się kraje, jak się na to patrzy. To jest ogromny dramat tych ludzi.

Pani Monika zauważa, że pod koniec ostatniego tygodnia liczba uchodźców na granicy w Dorohusku jakby spadła. – Na szczęście jest też coraz mniej osób przekraczających przejście na własnych nogach. Głównie przyjeżdżają autokarami – mówi kobieta. Nikt nie wie jednak, co będzie dalej, ile jeszcze potrwa ten chaos.

– Nam, zwykłym ludziom, bezinteresownie pomagającym, zaczyna brakować sił – przyznaje pani Monika. – Myślę, że pora, by w pomoc uchodźcom bardziej zaangażowało się nasze państwo. Dobrze, by to było bardziej sformalizowane, uporządkowane. Na razie to jest głównie oddolna inicjatywa – podsumowuje chełmianka.

(kg, fot. Monika Makarewicz)

News will be here