Składnica padliny przeraża gospodarzy

Martwe dziki, praktycznie każdy z wirusem ASF nawet po kilka dni czekają na utylizację. Kilkanaście sztuk złożono w Wytycznie, kolejne dwa przy drodze w Majdanie Stuleńskim. Mieszkańcy tych miejscowości są przerażeni. – Każdy ma dostęp do tej padliny, włącznie z dzikimi zwierzętami i ptakami, które bardzo łatwo mogą przenieść zarazę do gospodarstw. Czy tak ma wyglądać walka z ASF? – pytają.

Jeden martwy dzik to 200 zł dla tego, kto go znajdzie. Na terenie powiatu włodawskiego są już wyspecjalizowani „szukacze”, którzy penetrują leśne ostępy w poszukiwaniu padliny. Najwięcej takich osób jest na terenie gminy Wyryki i Urszulin. W tej ostatniej ludzie wchodzą nawet na teren Poleskiego Parku Narodowego, gdzie normalnie wstęp jest zabroniony i stamtąd wyciągają martwe dziki poza obręb parku, by móc je zgłosić. Ogromny problem mają z tym służby weterynaryjne, które nie nadążają z wywożeniem padliny. W Wytycznie (gm. Urszulin) nieopodal zabudowań urządzono punkt składowania martwych dzików. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zapakowana w worki padlina przez kilka dni leży na otwartym terenie, do którego dostęp mają nie tylko ludzie, ale dzikie zwierzęta, czy chociażby wałęsające się po okolicy psy. Oczywiście wirus nie jest dla nich groźny, ale bardzo łatwo sobie wyobrazić, jak łatwo można go roznieść po całej okolicy. Podobnie wygląda rzecz w Majdanie Stuleńskim, gdzie dwa worki z padliną ułożono przy skrzyżowaniu drogi wojewódzkiej z gminną, gdzie stanowią nie lada atrakcję i wiele kierowców zatrzymuje się i zagląda, co jest w środku. – Zdajemy sobie sprawę z problemu, ale nie mamy możliwości, by nad tą sytuacją bardziej zapanować – mówi Andrzej Puchala, włodawski powiatowy lekarz weterynarii. – Zacznijmy od tego, że prawie wszystkie znajdowane teraz dziki są zarażone wirusem ASF. Mówimy tu nie o pojedynczych a o dziesiątkach przypadków. Procedura za każdym razem wygląda tak samo. Od otrzymania zgłoszenia na miejsce udaje się nasz pracownik, pobiera próbki i zabezpiecza padlinę. Niestety, zakład utylizacyjny nie kwapi się, by wysyłać samochód po każdego dzika w miejsce, gdzie jest on znajdowany, więc zwozimy je tam, gdzie łatwiej padlinę odebrać. Takie miejsce jest np. w Wytycznie. Niestety, okres oczekiwania na zakład utylizacyjny wynosi nawet kilka dni, bo w województwie działa tylko jedna taka firma, która nie wyrabia się z odbieraniem dzików, bo znajdowanych jest ich bardzo dużo. W powiecie włodawskim prym wiedzie tu gmina Wyryki. Tylko w ubiegłym tygodniu załadowaliśmy do pełna dwa samochody, a na jeden taki transport składa się kilkanaście sztuk padłych dzików, łatwo więc wyobrazić sobie skalę tego problemu. Robimy, co w naszej mocy, ale nie jesteśmy w stanie na bieżąco odbierać tej padliny. Sytuacja jest o tyle dobra, że mamy zimę i truchła nie śmierdzą. Są one zabezpieczone foliowymi workami, do których nie powinno się zbliżać, a tym bardziej otwierać – dodaje Puchala. (bm)

News will be here