Sylwester – ciężki czas dla zwierząt

Dla ludzi to atrakcja, dla zwierząt – powód do strachu. Błysk, huk petard czy świst sztucznych ogni spłoszył wystraszone zwierzęta, które w panice uciekły właścicielom. Część z nich do tej pory nie wróciła do domu. To jeden z efektów hucznej zabawy w sylwestra.

Znaleziony, zabezpieczony tymczasowo, zaginiony lub poszukiwany – tego typu ogłoszenia na portalach społecznościowych to już niestety norma w pierwszych dniach każdego nowego roku. Zabawa sylwestrowa nie dla wszystkich kończy się pozytywnie. Jej ofiarą pada wiele zwierząt. To dlatego, że choć z roku na rok coraz mocniej propagowane jest niekorzystanie z hukowych fajerwerków w sylwestra, amatorów tej „tradycyjnej” formy witania nowego roku wciąż nie brakuje. Efekt jest taki, że giną ptaki, a wiele spłoszonych czworonogów ucieka właścicielom. Huk słyszą kilka razy głośniej niż człowiek i panicznie się boją.

– Do niedzieli, 2 stycznia, trafiło do nas 10 psów. Wszystkie zostały już odebrane przez właścicieli – mówi Mirosław Blacha, administrator chełmskiego schroniska dla zwierząt.

Jak co roku starają się przed sylwestrem doradzać ludziom, jak należy postępować. Niestety, po każdej po sylwestrowej nocy dostają wiele zgłoszeń o zaginionych lub wałęsających się psach. Powód? Najczęściej to brak odpowiedzialności ludzi, którzy nie zabezpieczyli i nie zaopiekowali się należycie swoim pupilem w tym trudnym dla niego czasie. Zdarzają się też celowe porzucenia – korzystając z sylwestrowego poruszenia, niektórzy po prostu pozbywają się niewygodnych dla nich czworonogów.

Żywa istota to nie zabawka

– Tak jest nie tylko przy sylwestrze, ale i każdej burzy. Chodzi o zmianę w ludzkim myśleniu – podkreśla Blacha. – Każdego dnia odbieram średnio sto telefonów, z czego jakieś 60 proc. to pytania, w jaki sposób można oddać do schroniska psa, czy i kiedy można przywieźć dziesięć szczeniaków, które niedawno się urodziły (okazuje się, że mają dwa miesiące i nie zostały nawet odrobaczone). Nieodpowiedzialność człowieka przeraża. Właściciele nie sterylizują psów, rodzą się młode i jest fajnie, bo są małe i urocze, ale potem rosną, generują koszty i ludzie chcą się ich pozbyć – dodaje.

Przykładowo, na początku minionego tygodnia do chełmskiego schroniska zadzwoniła kobieta, która chciała oddać pinczera. Tłumaczyła, że w domu jest już jeden pies, z którym ten „nowy” nie dogaduje się, warczą na siebie, a sąsiedzi narzekają na ciągłe ujadanie. Okazało się, że pinczera wzięła 4 lata temu, a gdy usłyszała, że schronisko jest przepełnione i „to tak nie działa”, oburzyła się. Wprost stwierdziła, że nie dziwi się, iż ludzie wywożą swoje psy do lasu (sic!), skoro chełmski przytułek dla zwierząt cieszy się taką złą sławą. (pc)

News will be here