Tak to było z Żydami…

Pani Teresa z bratem, pokazują odznaczenie swojej matki podczas wizyty premiera Mateusza Morawieckiego

Chełmianka opowiedziała premierowi Mateuszowi Morawieckiemu, podczas jego wizyty w mieście, o swojej nieżyjącej matce odznaczonej tytułem „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata”. – Państwo nie interesowało się nią za życia. Tocząca się obecnie gorąca dyskusja na ten temat ucichnie, a o ludziach, którzy narażali własne życie, ratując innych, nikt nie będzie pamiętał – mówi pani Teresa.

Dyplom „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”

Trwa międzynarodowa konfrontacja dotycząca holocaustu. Emocje przenoszą się także na grunt lokalny. Temat polsko-żydowskich relacji jest żywo komentowany, a dyskusji tej towarzyszy przypominanie kolejnych historii przekazywanych z pokolenia na pokolenie. W powiecie chełmskim też jest ich wiele. Nie każda jednak ma taki finał, jak w przypadku nieżyjących już Czesławy Chojnackiej i Adeli Szałaj, które w latach 1942-43 ratowały Żydów w gminie Kamień. W 2003 r. zostały za to odznaczone medalami „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Ich historię poruszyła pani Teresa, córka Czesławy Chojnackiej, podczas ostatniej wizyty premiera Mateusza Morawieckiego w Chełmie.
– Zabrałam głos, bo uważam, że warto mówić głośno, zwłaszcza teraz, o ludziach takich, jak moja matka i babcia, którzy ryzykowali życie, ukrywając i karmiąc Żydów w czasie wojny – mówi pani Teresa. – Moją matką państwo się nie interesowało, nikogo nie obchodziło jak żyje, czy żyje. Gdy dostała odznaczenie Sprawiedliwy wśród Narodów Świata nie pojechała do Izraela, aby posadzić drzewo w Alei Sprawiedliwych, jak robią to inni odznaczeni. Nie było nas na to stać. Zabrałam głos podczas wizyty premiera, bo chciałabym, aby pamiętano o tym, że w tym regionie były takie osoby jak moja mama i babcia.
Pani Teresa przyznaje, że jej mama niewiele wspominała o czasach wojennych. To było dla niej zbyt bolesne. Z czasem pani Czesława spisała jednak swoją relację o tym, jak wraz z matką, Adelą, ratowały podczas wojny Żydów. Mieszkała wówczas w Kolonii Natalin (gospodarstwo do dziś należy do rodziny). Sąsiadowali z żydowską rodziną Bursztynów. Było to małżeństwo z piątką dzieci. Pani Czesława zwracała uwagę, że łączyły ich bardzo dobre stosunki, pomagali sobie nawzajem. Gdy wybuchła wojna, nadszedł czas głodu i niemieckiego terroru. Ojciec pani Czesławy został pobity przez Niemców i zmarł. Żydzi byli katowani, zabijani. Rodzina Bursztynów ukrywała się w lesie, na łąkach, przymierała głodem. Pani Czesława nosiła im jedzenie – zupę, chleb. We wspomnieniach pani Czesławy czytamy: „Jak była taka chłodna noc, mróz, tośmy w nocy wychodzili i wołali ich do mieszkania, w mieszkaniu spali. Raniutko wstawali i uciekali do stodoły, bo bali się, żeby ich nikt nie zauważył, bo ja się bałam i oni się bali… Byli ludźmi. Szkoda nam było. Przecież byli głodni, też chcieli jeść. Najgorszy w życiu jest głód…”. Z czasem we wsi zaczęto szeptać, że u Adeli Szałaj przechowują Żydów. Gdyby dowiedzieli się o tym Niemcy, spaliliby wieś, zabijając mieszkańców. Ryzyko stało się zbyt duże. Żydowska rodzina uciekła do lasu. Według relacji pani Czesławy rodzeństwo – dwie siostry i dwóch braci – chowało się w wykopanym tunelu. Ich ojciec przebywał w innym miejscu, matka już wtedy nie żyła. Pani Czesława nocą nosiła im jedzenie w umówione miejsce, pod krzak. Trwało to przez dłuższy czas. W końcu na ukrywające się żydowskie rodzeństwo doniósł do Niemców jeden z mieszkańców wsi, Polak (w swoich relacjach pani Czesława nie ukrywa, że i takie postawy Polacy przybierali). Potem wszystko potoczyło się szybko. Najstarszy z braci, Sznajer, chciał ratować rodzeństwo. Na plecach wyniósł z tunelu najmłodszego, chorego brata, Jakuba, który ze względu na chorobę reumatyczną, nie mógł już chodzić. Gdy chciał wrócić po siostry, usłyszał strzały. Żydówki zostały zamordowane przez Niemców. Sznajer z bratem uciekł do innej wsi, a potem wraz z ojcem wstąpili do partyzantki. Z sześcioosobowej rodziny tylko im udało się przeżyć. Gdy wojna się skończyła i nadeszły spokojniejsze czasy, trzech ocalałych Żydów znowu zamieszkało po sąsiedzku. Wkrótce jednak ojciec z młodszym z braci wyjechał do Izraela, a z czasem dołączył do nich Sznajer. Przez lata Żydzi utrzymywali z panią Czesławą kontakt. Pisali do siebie listy, dzwonili. W 1991 r. Sznajer przyjechał wraz ze swoją rodziną do Chełma. Pani Teresa wspomina, że było to wzruszające spotkanie.
– Sznajer przywiózł ze sobą córkę, wnuki, zięcia i pokazywał im te wszystkie miejsca, z którymi związana była jego historia – opowiada pani Teresa. – Szukał żydowskich grobów, bo bardzo chciał odnaleźć miejsce pochówku członków swojej rodziny. Niestety, nie udało mu się to.
Sznajer rozpoczął starania o odznaczenie swoich wybawców medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”, przyznawanym przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie. Formalności trwały latami. W specjalnym oświadczeniu podpisanym przez Sznajera i Jakuba Bursztynów czytamy: „Niniejszym oświadczamy, że pani Czesława Chojnacka i jej rodzina, pomagali nam oraz naszej rodzinie w czasie II wojny światowej w latach 1942-43. Zostaliśmy uratowani przed Niemcami dzięki temu, że zapewniono nam kryjówkę i utrzymanie. Udzielający pomocy sami wystawiali na niebezpieczeństwo życie swoje i rodziny. W imieniu własnym oraz naszych rodzin chcielibyśmy wyrazić wdzięczność i złożyć podziękowania oraz stwierdzić, że uważamy Panią Chojnacką za jedną ze Sprawiedliwych wśród Narodów…”. W styczniu 2003 roku, pani Czesława, otrzymała pismo z Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Przesyłano jej gratulacje w związku z przyznaniem przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie tytułu „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. W piśmie poinformowano ją, że „osoby odznaczone, znajdujące się w trudnej sytuacji materialnej, mogą otrzymać niewielką pomoc finansową z amerykańskiej fundacji charytatywnej”. Napisano też, że istnieje możliwość uzyskania leków ze szwajcarskiej fundacji Anny Frank. W sierpniu 2003 r. pani Czesława w wieku 78 lat odebrała dyplom oraz medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”, który pośmiertnie przyznano także jej matce, Adeli. Uroczystość urządzono w Janowcu. Odznaczenia wręczyła Beth Eden Kite, radca ambasady Izraela. Dla pani Czesławy była to symboliczna chwila, ale do końca podkreślała, że najbardziej cieszy ją to, iż jej żydowskim przyjaciołom udało się przeżyć. Pani Czesława zmarła dwa lata temu.
– Szkoda, że mama nie miała okazji, tak jak inni odznaczeni tym zaszczytnym tytułem, pojechać do Jerozolimy i posadzić symboliczne drzewo w Alei Sprawiedliwych – mówi pani Teresa. – Wystąpimy w tej sprawie do Instytutu Pamięci Narodowej. Może znajdą się pieniądze na to, abyśmy mogli zrobić to w imieniu mamy? Ciekawi nas, jaka będzie odpowiedź. Jeśli chodzi o tę całą emocjonującą dyskusję o relacjach polsko-żydowskich, o tym, kto ratował, kto był konfidentem, to ona wkrótce się zakończy. A o ludziach takich jak moja mama czy babcia nie będzie pamiętał nikt prócz nas, rodziny…
Kolonia Natalin, Koczów, Andrzejów, Staw, Michałówka. To tylko niektóre miejscowości powiatu chełmskiego, w których Polacy ratowali Żydów. O to, aby o tym pamiętano, stara się m.in. Stanisław Kuć, jeden z założycieli chełmskiego stowarzyszenia „Forum Polskie”. Od lat spisuje on i archiwizuje relacje mieszkańców regionu z czasów wojny, ale nie tylko.
– Heroicznych Polaków, którzy z narażeniem własnego życia ratowali Żydów było wielu i powinniśmy być z tego dumni – mówi S. Kuć. – Polacy uratowali sto dwadzieścia tysięcy Żydów. Ten naród powinien to uszanować, bo czy byłby w stanie zrobić to samo dla Polaków? (mo)

News will be here