Umowy nie ma, kotłowni nie ma…

Chociaż za oknami upał, to mieszkańcy spółdzielni Cukrownik z Siennicy Nadolnej martwią się o ogrzewanie. Spółdzielnia nie ma umowy na dostawę energii. A własnej kotłowni nie udało się wybudować. Dlaczego?

O problemach Spółdzielni Mieszkaniowej Cukrownik z Siennicy Nadolnej pisaliśmy systematycznie. Ostatnio przy okazji oczekiwania na walne zebranie spółdzielców, które do dzisiaj nie zostało zwołane. Według części mieszkańców obecna prezes celowo odwleka zwołanie walnego, które może zmienić skład rady nadzorczej a ta wymienić zarząd spółdzielni. Ale chyba większym kłopotem niż zwołanie walnego jest dla lokatorów spółdzielni brak umowy na dostarczanie energii cieplnej. Po tym, gdy Krajowa Spółka Cukrowa wypowiedziała umowę, nie wiadomo kto ogrzeje mieszkania. Kto jest winny tego zamieszania? – Zapytajcie o to pana Lubasia – mówi prezes Spółdzielni Janina Szawarska.

Prezes zapewnia, że zrobiła wszystko, aby przy spółdzielni powstała kotłownia. A do budowy nie doszło z winy jej oponentów i wspomnianego Stanisława Lubasia, szefa związkowej Solidarności w Krajowej Grupie Spożywczej (do niedawna KSC). To on miał obiecywać mieszkańcom, że cukrownia nadal będzie dostarczać ciepło do spółdzielni. Spółdzielnia składała do KGS wniosek o dostarczanie energii. Prosiła też o wsparcie starostwo, urząd wojewódzki a nawet ministra aktywów państwowych. Ale na razie nowej umowy nie ma. Nieoficjalnie mówi się, że S. Lubasiowi podpisanie umowy miał obiecywać Krzysztof Kowa, prezes KGS. Ale niedawno został odwołany ze stanowiska. Czy te kadrowe roszady mogą się odbić na mieszkańcach Cukrownika?

– Nie ma powodów do zmartwień – zapewnia Lubaś. – Umowa jest w opracowaniu przez dział prawny KGS w Toruniu i potem trafi do podpisania do spółdzielni. Ale musimy się liczyć z wyższymi cenami ogrzewania. Nie tylko z powodu rosnących cen energii, ale i tego, że dotychczasowe koszty były niedoszacowane.

Lubaś mówi, że to nie on sam był przeciwny stawianiu nowej kotłowni, tylko większość mieszkańców spółdzielni. – Prezes chciała zaciągnąć na jej budowę ogromny kredyt i już wydała około 50 tys. zł na prace związane z przygotowaniem inwestycji – mówi S. Lubaś. – Mam nadzieję, że jeśli zmieni się rada nadzorcza i zarząd spółdzielni, to pani prezes będzie musiała zwrócić te pieniądze. Tylko od marca nie możemy się doczekać zwołania walnego zebrania. (bf)

News will be here