Walczyli o podwyżki, dostali kary

Kilkudziesięciu ratowników medycznych z chełmskiego pogotowia, którzy w ramach ogólnopolskiego protestu poszli na zwolnienia lekarskie, dostali dotkliwe kary finansowe za nieobecność na dyżurach. – Uważam, że powinni więcej zarabiać, ale powinni też wywiązywać się z umów – tłumaczy decyzję dyrektor pogotowia.

W sierpniu ratownicy medyczni z chełmskiego pogotowia, podobnie jak ich koledzy w całym kraju, w ramach protestów przedkładali zwolnienia lekarskie i nie stawiali się na dyżurach. Z prawie osiemdziesięciu ratowników kontraktowych ponad trzydziestu przedłożyło L4 a z czterdziestu etatowych „rozchorowało” się dwunastu. Przez to zabrakło obsady pięciu karetek pogotowia. O wsparcie, w razie nagłych przypadków, trzeba było prosić zespoły z innych części województwa.

Związki zawodowe z Chełma domagały się podwyżek płacy zasadniczej z 3850 do 5400 zł brutto. Ale gotowe były negocjować stawki. Ogólnopolski Komitet Protestacyjny Ratowników Medycznych wywalczył w końcu dla ratowników 30-procentowe dodatki wyjazdowe. Ale chełmscy ratownicy, choć nie wszyscy, zamiast podwyżek dostali dotkliwe kary.

– Ratownicy, którzy są na umowach cywilno–prawnych dostali po kilka tysięcy złotych kary – mówi nam jeden z ratowników.

Według zapisów umowy ze Stacją Ratownictwa Medycznego dyrektor może nałożyć na nich karę w wysokości trzykrotności stawki godzinowej za te dyżury, których nie obsadzili zgodnie z grafikiem. L4 przed karą ich nie chroni. W efekcie zamiast wypłaty za sierpień ratownicy dostali pisemko informujące o karze, która często jest wyższa niż kwota, którą zarobili w tym miesiącu. – Nie dość, że zostaliśmy bez środków do życia, to jeszcze niektórzy mają pogotowiu dopłacić – skarży się ratownik. Medycy uważają, że dyrektor nie powinien ich karać, bo idąc na chorobowe informowali o tym przełożoną, która mogła załatwić zastępstwo. Ale w umowach to podobno na ratownikach spoczywa ten obowiązek.

– Rozumiem ratowników i również popieram ich protest, bo uważam, że powinni zarabiać więcej – mówi Tomasz Kazimierczak, dyrektor chełmskiego pogotowia. – Ale zostali ukarani zgodnie z zapisami umowy, dlatego, że nie stawili się na dyżury. Oni są na kontraktach i nie przedstawiają nam zaświadczeń lekarskich. To umowa cywilno-prawna między firmami.

Dyrektor mówi, że to ratownicy ukarali potencjalnych pacjentów, bo nie miał kim obsadzić karetek. – Całe szczęście, że nie było krytycznych sytuacji – mówi. Dodaje też, że nie wycofa się z kar, bo takie są zapisy umowy, z której jego też ktoś może rozliczyć. – To są dorośli ludzie i zdają sobie sprawę z konsekwencji swoich działań – mówi. – Byłem gotowy na rozmowy, ale druga strona ich nie podjęła. Z dnia na dzień zostawiając nas w bardzo trudnej sytuacji.

Ratownicy mówią, że traktują firmę jak swój drugi dom. – Poświęciliśmy jej lata naszego życia, pracujemy prawie 300 godzin w miesiącu i w zamian się nas zastrasza, karze i wykorzystuje – mówią.

Na razie ratownicy nie dostali też wspomnianych dodatków wyjazdowych. – Czekamy na wytyczne, rozporządzenie, żeby móc przygotować aneksy do umów – mówi T. Kazimierczak. (bf)

News will be here