Tłumy wiernych w kościołach przed świętami Bożego Narodzenia zazwyczaj nie dziwią, ale w pandemii mogą niepokoić i skłaniają do pytań o normy sanitarne. Liczbą osób na niedzielnej mszy w Wojsławicach byli zaskoczeni sami wierni. Proboszcz przyznaje, że doskonale rozumie potrzebę uczestnictwa we mszy i niezręcznie mu kogokolwiek z niej wypraszać, ale przypomina, że… mamy pandemię.
Pandemia dotknęła wszystkie dziedziny życia. Obostrzenia dotyczą również kościołów. Obowiązuje w nich limit osób (1 osoba na 7 mkw.) i zachowywanie przynajmniej 1,5-metrowej odległości. Wierni uczestniczący w nabożeństwach obowiązkowo muszą zakrywać nos i usta, a przy wejściu do świątyni dezynfekować dłonie. Wiele osób na czas pandemii zrezygnowało z obecności na niedzielnej mszy i ogląda transmisje nabożeństw. Są jednak i tacy, którzy co tydzień chodzą do kościoła.
– Mimo pandemii w każdą niedzielę jestem w kościele i widzę, że ludzie zazwyczaj stosują się do tych wszystkich obostrzeń. W ubiegłą niedzielę byłem na sumie w Wojsławicach i mam wrażenie, że wiernych było za dużo. Nie liczyłem, ale „na oko” była chyba z setka i trudno było utrzymać dystans – mówi jeden z czytelników.
Zbigniew Kasprzyk, proboszcz parafii w Wojsławicach, przyznaje, że zgodnie z obostrzeniami w kościele może przebywać jednocześnie 23 wiernych.
– Sytuacja jest trudna – mówi proboszcz. – Doskonale rozumiem potrzebę uczestnictwa w mszy świętej, zwłaszcza teraz, kiedy zbliżają się święta i kiedy jesteśmy w tak trudnym czasie epidemii. Nie pozostaje mi nic innego, jak przypominać wiernym o obostrzeniach i o tym, że musimy dbać o siebie nawzajem. Wiem, że pora roku temu nie sprzyja, ale uczestniczyć we mszy można również stojąc na zewnątrz kościoła.
Wiadomo już, że z powodu pandemii zupełnie inaczej będzie wyglądać w Wojsławicach tradycyjna wizyta duszpasterska, którą księża odbywają w okresie bożonarodzeniowym. Tym razem nie odwiedzą wiernych w domach, a zaproszą mieszkańców poszczególnych ulic i wiosek na wspólną modlitwę do kościoła. (kw)
