Amiro omal nie zamarzł

To była bardzo precyzyjna i delikatna operacja, w której uczestniczyły dwa zastępy strażaków. Ratowali konia, który zamarzał na pastwisku. Pomógł im weterynarz z Lublina, bo chełmscy po godzinie 20 nie przyjmują.

Nietypowe zgłoszenie odebrali w poniedziałek (30 listopada) chełmscy strażacy. Około godziny 21 na pastwisku w Bieniowie (gmina Rejowiec) znajdował się wychłodzony koń. Dorodny ogier, Amiro, leżał na ziemi i zamarzał, nie był w stanie się unieść i stanąć na nogach. Strażacy chcieli go podnieść, ale zwierzę – najpewniej przerażone – zachowywało się agresywnie.

Nie było rady, w uzgodnieniu z właścicielką druhowie (do akcji skierowany został zastęp PSP z Chełma i OSP Rejowiec) zwrócili się o pomoc do weterynarza. Kłopot w tym, że w Chełmie żaden lekarz weterynarii nie pełni już nocnego dyżuru. Choć lecznic jest kilka, wszystkie zamykane są przed wieczorem. Po godzinie 20 nikt nie udziela pomocy i nie jest ważne, że chodzi o nagły wypadek.

Strażacy okryli więc konia kocami i czekali na przyjazd weterynarza z lubelskiej kliniki. Ten w końcu dojechał nocą na pastwisko pod Rejowcem i zaaplikował leki ważącemu prawie tonę zwierzęciu. Poddany sedacji ogier nie reagował, gdy strażacy obwiązywali go pasami i za pomocą koparko-ładowarki transportowali w stronę stajni. Tam, niestety, pojawił się kolejny problem.

Nijak nie dało się zwierzęcia w pasach włożyć do środka, strażacy zostawili je przed wejściem do stajni. Około godz. 3 w nocy odjechali, bo nic więcej nie mogli już zrobić. Na miejscu został tylko weterynarz, który miał zaaplikować zwierzęciu leki, po których koń byłby w stanie podnieść się i dać wprowadzić do stajni. Właścicielka zwierzęcia, które o mało nie zamarzło na pastwisku, miała tłumaczyć, że Amiro jest przyzwyczajony do trzymania pod gołym niebem. (pc)

News will be here