Białoruski opozycjonista podejrzanym w Polsce

W Polsce aktywista walczący o prawa uchodźców politycznych i gospodarczych, na Białorusi – opozycjonista i przestępca. Mowa o Aleksandrze M., który przed laty uciekł przed reżimem Łukaszenki, a którego przed sądem, po raz kolejny, chcą postawić chełmscy śledczy.

Historia zaczyna się kilkanaście lat temu. Aleksander M. na Białorusi zajmował się szeroko pojętym biznesem. W 2004 r. kandydował do parlamentu z ramienia opozycji. To podobno nie spodobało się władzy, która postanowiła pozbyć się niewygodnego człowieka. Służby śledcze bardzo szybko dopatrzyły się w jego działalności różnych nieprawidłowości i szybko sformułowały przeciw niemu odpowiednie zarzuty.

Aleksander M. w ostatniej chwili przed aresztowaniem uciekł na Ukrainę, zostawiając na Białorusi rodzinę. W 2006 roku postanowił szukać szczęścia w Polsce, gdzie zamierzał poprosić o azyl. Został zatrzymany przez pograniczników na przejściu granicznym w Dorohusku i na cztery miesiące trafił do aresztu. Za kratami czekał na ekstradycję, której domagali się Białorusini. Sąd Okręgowy w Lublinie na wydanie się nie zgodził i wypuścił opozycjonistę na wolność.

Aleksander M. swój nowy dom i żonę znalazł w Warszawie, gdzie mieszka do dziś. Pracuje dla fundacji, która pomaga przedsiębiorcom pokrzywdzonym przez urzędy, uchodźcom i opozycjonistom z Białorusi, którzy w Polsce szukają schronienia przed prześladowaniami. Po kilkunastu latach od zwolnienia z aresztu M. znowu walczy z systemem, tym razem z polskim.

Chełmski wydział zamiejscowy lubelskiej Prokuratury Okręgowej postawił mu zarzuty popełnienia przestępstw gospodarczych, których podejrzany miał się dopuścić w latach 2003 i 2004 na Białorusi, za co grozi do 8 lat więzienia. W połowie 2020 r. prokuratura wysłała do Sądu Okręgowego w Lublinie akt oskarżenia przeciw Aleksandrowi M., który w lutym br. umorzył postępowanie z powodu przedawnienia.

I tę decyzję prokurator zaskarżył. Powody takiej decyzji przedstawił nam prokurator Mariusz Koszuk, szef chełmskiego ośrodka zamiejscowego Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – To było jedno z najbardziej pracochłonnych postępowań prowadzonych przez nasz ośrodek. Sama dokumentacja liczyła ponad 70 tomów akt spisanych w języku białoruskim. Wiele z nich było pisane odręcznie, przez co dużo fragmentów nie dało się odczytać. Sama praca nad przetłumaczeniem tak wielkiej ilości dokumentacji zajęła mnóstwo czasu.

Wymagała powołania wielu biegłych z terenu całego kraju, z których część rezygnowała, gdy dowiadywała się o stopniu trudności pracy. Gdy udało się przebrnąć przez tłumaczenia, opierając się na materiałach przesłanych przez białoruskich śledczych, postawiliśmy podejrzanemu zarzuty dotyczące malwersacji finansowych, których miał się dopuścić przed laty na Białorusi. Przed sądem pełnomocnik podejrzanego przedstawił dokument, rzekomo na mocy którego sprawa na Białorusi przeciwko Aleksandrowi M. została umorzona w 2017 roku. Poddaliśmy w wątpliwość wiarygodność tego dokumentu, bo według przepisów przestępstwo nie mogło się przedawnić.

Następnie sąd wystąpił do organów białoruskich, by potwierdzić autentyczność dokumentu. W 2020 roku umorzył zaś postępowanie z powodu przedawnienia. My znowu od tej decyzji się odwołaliśmy, bo nie znaleźliśmy przepisów, na podstawie których takie przedawnienie można byłoby uznać. Wnieśliśmy zażalenie na ostatni wyrok sądu i teraz czekamy na wyznaczenie kolejnej daty rozprawy w tej sprawie – wyjaśnia M. Koszuk. (bm)

News will be here