Blokada w Chełmie miała wstrząsnąć Warszawą

Przez dwa dni kilkuset rolników pod sztandarami Agrounii traktorami blokowało w Chełmie ul. Rejowiecką, przez którą od granicy w Dorohusku ciągną ciężarówki z ukraińskim zbożem, tańszym od naszego. Właśnie przeciwko temu importowi, który dobija polskich producentów, protestowali rolnicy. Wielu chełmian, nawet rozumiejąc racje protestujących, złorzeczyło, że sparaliżowali miasto i najbardziej dali się we znaki Bogu ducha winnym ludziom. Rolnicy tłumaczyli, że nie mieli wyjścia, są zdeterminowani, a rząd nie chce z nimi rozmawiać.

Takiego protestu nie było nawet za czasów Samoobrony Andrzeja Leperra, kiedy to w latach 90. ubiegłego wieku rolnicy w całej Polsce blokowali drogi krajowe i wojewódzkie, ale nigdy w środku miasta i nie dłużej niż przez kilka godzin. Ubiegłotygodniowy protest, którego organizatorem była Agrounia, rozpoczął się we wtorek, 17 stycznia, ok. godz. 11. Wcześniej rolnicy spotkali się w Janowie przy „Trzech Dębach” oraz na placu buraczanym w Sielcu, skąd ciągnikami ruszyli do Chełma. Początkowo ich przejazd nie zakłócił ruchu. Jeszcze po godz. 11 przez rondo im. Dmowskiego i ulicę Rejowiecką można było przejechać względnie normalnie, kursowały autobusy CLA, wpuszczano również ciężarówki, ale później ruch wstrzymano, a Rejowiecka na wysokości McDonald’s i dalej do ul. Kochanowskiego „stanęła”.

Według szacunków organizatorów do Chełma przyjechało ok. 500 traktorów i dwa razy więcej rolników. Zjechali z różnych części województwa, m.in. powiatów włodawskiego, parczewskiego, lubelskiego, hrubieszowskiego, zamojskiego, łęczyńskiego, krasnostawskiego. Silną reprezentację miał także powiat chełmski.

Zostawieni sami sobie?

Rolnicy protestowali przeciw bezcłowemu i niekontrolowanemu napływowi zbóż z Ukrainy. Polska, zgodnie z zapowiedziami rządu, miała być dla nich punktem tranzytowym, tymczasem – jak twierdzą protestujący – od wielu miesięcy zboże i inne produkty rolne z Ukrainy są przywożone do Polski i tu już zostają. To z kolei odbija się na lokalnym rynku: polscy rolnicy albo nie mają gdzie sprzedać swoich produktów, albo są zmuszeni sprzedawać je po zaniżonych cenach. Na terenach przygranicznych ten problem jest największy.

– Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, a rząd udaje, że tego nie widzi. Ceny nawozów bardzo poszły do góry, koszty paliwa też nie są małe, tak naprawdę wszystko zdrożało, a ceny rzepaku i pszenicy spadają. Są niższe niż w żniwa. W naszym regionie już i tak wiele gospodarstw upadło, a jeśli rząd nic z tym nie zrobi, padną kolejne – mówili nam uczestnicy strajku.

Każdego dnia na miejscu protestu pojawiał się Michał Kołodziejczak, lider Agrounii. Przekonywał, że polski rząd zostawił polską wieś samą sobie z ogromnym problemem, jakim jest nieewidencjonowany napływ ukraińskiego ziarna.

– Jesteśmy tutaj, bo patologiczny rząd Prawa i Sprawiedliwości zachowuje się w sposób nieracjonalny. Dziś, zamiast robić przysługę nam, polskiemu społeczeństwu, robi przysługę wielkim koncernom, które przywożą zboże z zagranicy. Serce pęka, kiedy to widzę, ale wiem, patrząc na tych ludzi, że Agrounia obroni polską wieś. Minister rolnictwa Kowalczyk mówił od dłuższego czasu, żeby nie sprzedawać zboża, że zimą, jesienią cena będzie wyższa. Co się okazało? Okazało się, że cena za pszenicę, kukurydzę i rzepak jest dużo niższa niż w trakcie żniw. Pszenica kosztowała w żniwa 1,5 tys. zł, teraz kosztuje 1,1-1,2 tys. zł, a nawet tysiąc.

Premier Kowalczyk nie rozliczył się z tych słów. Dlatego tu jesteśmy! Tak naprawdę nie chcieliśmy tutaj stać, nie chcieliśmy nikomu przeszkadzać i pokazywać w taki sposób naszej determinacji, ale jesteśmy i nie zejdziemy, dopóki rząd nie zacznie realnie rozwiązywać naszych problemów. Ten protest jest zaplanowany na przynajmniej 48 godzin. To jest tak duża determinacja. Mimo deszczu nikt nie chce odchodzić. Jeżeli trzeba będzie, takie akcje zostaną powtórzone w wielu miejscach (…). Trzeba skończyć z mitem, że PiS to jest partia prospołeczna – mówił Kołodziejczak na spontanicznej konferencji otwierającej strajk.

Rolnicy wielokrotnie podkreślali, że są za pomocą Ukrainie, ale ta pomoc nie powinna godzić w interesy rodzimych gospodarstw.

– Nie jesteśmy przeciwko Ukrainie, musimy pomagać. Sąsiedni kraj znalazł się w trudnej sytuacji; agresor niszczy go. Jesteśmy za tym, aby im pomóc, natomiast nie jesteśmy za pomocą wielkim korporacjom, holdingom i biznesmenom, cwaniakom, którzy na sytuacji nieszczęścia państwa chcą się wzbogacić, którzy korzystają z możliwości, że w tym momencie mogą przywozić tutaj towary, sprzedawać je na polskim rynku i niszczyć polskiego rolnika. Nie ma na to naszej zgody. My nie pomagamy ludziom z Ukrainy, ale wielkim międzynarodowym koncernom, które miały zboże przetransportować do Afryki, do krajów Bliskiego Wschodu, a jest ono przerabiane w naszych młynach i robiony jest z niego chleb. Gdyby jeszcze z tego powodu był tańszy… A co się dzieje z cenami pieczywa? Idą w górę, ceny mąki idą górę, wszystko idzie w górę – mówią przedstawiciele Agrounii.

Jednym z postulatów protestujących była doprowadzenie do spotkania z Henrykiem Kowalczykiem, wicepremierem i ministrem rolnictwa i rozwoju wsi. Rolnicy oczekiwali, że wicepremier przejedzie do Chełma i spotka z nimi. Co prawda do tego nie doszło, ale organizatorzy mogą mówić o pewnym sukcesie. Już we wtorek późnym popołudniem Agrounia informowała, że w środę dojdzie do spotkania w ministerstwie rolnictwa. Wcześniej, jak podkreślał M. Kołodziejczak, mimo wielu prób ze strony Agrounii, nie udało się go zorganizować.

Na spotkaniu minister tłumaczył, że rozumie problemy rolników, ale Polska nie decyduje samodzielnie o zniesieniu kontyngentów czy ceł, bo są to decyzje Komisji Europejskiej. Poinformował także, że już w grudniu rozmawiał na temat importu ukraińskiego zboża z unijnym komisarzem ds. rolnictwa Januszem Wojciechowskim, a efektem tych rozmów będzie przedstawienie tej kwestii na posiedzeniu unijnej rady ds. rolnictwa, które odbędzie się 30 stycznia. Wicepremier zaznaczył też, że podjęte zostały działania związane z wyeliminowaniem importu tzw. zboża technicznego oraz że Krajowa Administracja Skarbowa przygotowuje procedury, które pozwolą na plombowanie transportów zboża wtedy, gdy znany będzie jego konkretny odbiorca spoza UE.

Te tłumaczenia nie przekonały jednak rolników. Ci oczekiwali bardziej stanowczych i przede wszystkim szybszych działań.

– Ja dziś usłyszałem, że Unia Europejska, że cło, że wspólny rynek, że ten przywóz to nie ich wina, że my jesteśmy od razu przy granicy z Ukrainą. Mało tego: usłyszałem, że problem z przywozem zbóż z Ukrainy to są jakieś incydenty. Nasz minister nie widzi w tym dużego uderzenia w nasz rynek. Dziś zobaczyłem totalną bezradność; zobaczyłam człowieka, który wie, że jest problem, który wie, że jest źle, ale on do nas nie przyjdzie, bo na ulicy nie będzie rozmawiał (…). Poprosiłem ministra, by sprawdził, ile największe firmy kupiły w okresie żniw i jesienią zboża z Polski w tym roku i w tamtym, bo się okaże, że w tym roku z Ukrainy kupili dużo więcej niż połowę. Naszym zbożem pogardzili, a ukraińskie wzięli jako szantaż cenowy dla nas – mówił Kołodziejczak, który prosto ze spotkania w ministerstwie przyjechał do Chełma.

Gdzie media, gdzie politycy?

Padły też zarzuty pod adresem posłów z regionu o to, że żaden nie zdecydował się wesprzeć rolników.

– Gdzie oni są? Dlaczego nie przyjdą i nie powiedzą: „Jesteśmy z wami” czy choćby uścisną wam rękę. Dziś ulica to nie jest miejsce do spotkań dla polityków. Będzie, jak będą robić wyborczy wiec – ironizował Kołodziejczak.

Organizatorzy strajku nie kryli również, że mają żal do mediów, głównie tych ogólnopolskich, o to, że nie relacjonowały manifestacji w Chełmie. I rzeczywiście, informacji na ten temat w wieczornym serwisie nie pokazała żadna z największych stacji telewizyjnych w Polsce. Pokazano za to strajki Francuzów, sprzeciwiających się poniesieniu wieku emerytalnego.

Manifestacja Agrounii, tak jak zapowiadano, zakończyła się w czwartek przed południem. Niektórzy z protestujących, mimo fatalnej pogody, pozostali na miejscu przez 48 godzin.

– Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali na drodze w śniegu, w deszczu, w mrozie, w trudnych warunkach, śpiąc w traktorach – mówił Kołodziejczak i zapowiedział, że Agrounia rozpoczyna akcję banerową. – Będziemy wieszać banery na naszych płotach, na budynkach, przy drogach i na polach. Będziemy je rozsyłać rolnikom, by wieszali je u siebie. Chcemy być widoczni i obecni wszędzie. Jak będziesz wracał z pola, to zobaczysz, że twój sąsiad też popiera organizację, do której należysz. Zobaczysz, że jesteśmy razem. Polska żywność to nasza niepodległość.

Na konferencji podsumowującej strajk lider Agrounii nawiązał do środowego spotkania w resorcie rolnictwa, raz jeszcze skarżąc się na indolencję ministra.

– Mówią, że nie mamy rozwiązań. Podaliśmy, co należy zrobić: przywrócić cło, wprowadzić system kaucyjny i korytarz tranzytowy dla zboża z Ukrainy. Trzeba wprowadzić też certyfikaty na żywność, która jest przywożona do UE. Gdyby Henryk „Nic Nie Mogę” Kowalczyk chciał nas bronić, to by takie rozwiązania wprowadził – przekonywał lider Agrounii.

Zdaniem wielu rolników z regionu doskonała puentą całego strajku, ale przede wszystkim podejścia rządu do tego tematu, jest wpadek ukraińskiej ciężarówki, która 19 stycznia, ok. godz. 2 w nocy, w Teresinie (gm. Leśniowice), na trasie Chełm – Wojsławice, wpadła do rowu. Jej kierowca rozmawiając z okolicznymi rolnikami przyznał, że na zamówienie jednego z producentów pasz dla ptaków z województwa mazowieckiego przewoził tzw. zboże techniczne, choć ministerstwo rolnictwa zapewniało, że nie wjeżdża już ono do Polski.

Chełm w korku

Trwający dwa dni protest spowodował spore utrudnienia w ruchu drogowym. Już wcześniej policja apelowała, aby w związku z nim kierowcy ciężarówek omijali Chełm i kierowali się na inne przejścia graniczne niż Dorohusk. Mimo to przed Chełmem i tak tworzyły się kolejki tirów, więc wyznaczono objazdy: dla jadących z Lublina przez Pawłów, Krasnystaw i Wojsławice; dla jadących od Chełma przez ulice Kolejową, Przemysłową, Litewską i Hrubieszowską i dalej przez Wojsławice i Krasnystaw.

Oprócz kierowców tirów, narzekali również kierowcy osobówek, którzy zmuszeni byli korzystać głównie z zakorkowanej ul. Lubelskiej.

Powody do narzekań mieli również pasażerowie CLA. Kursujące zablokowanym odcinkiem Rejowieckiej linie nr 2 i nr 9 zmuszone były jeździć tylko ulicą Lubelską, a że ta była zakorkowana, autobusy przyjeżdżały spóźnione.

– Zamiast uprzykrzać życie ludziom z Chełma, mogli zablokować drogę poza miastem albo jeszcze lepiej pojechać pod biuro jakiegoś posła, na którego wieś tak ochoczo głosuje i pewnie zagłosuje ponownie. To przecież rządzący pozwalają na taki bałagan przy eksporcie zbóż – komentowali chełmianie.

Ale nie brakowało też głosów poparcia.

– Bardzo dobrze, że walczą o swoje. Polskie rolnictwo to gwarancja naszego bezpieczeństwa żywnościowego. Nie można się godzić na to, by zalewało nas ukraińskie zboże, którego nikt nie kontroluje i którego jakości nikt nie sprawdza, a polscy rolnicy cierpieli z tego powodu biedę – mówi nam jeden z mieszkańców Chełma spotkany na proteście.

Na szczęście, wbrew obawom kierowców, przez większość czasu rondo im. Dmowskiego było przejezdne. Bez problemów można było przejechać również skrzyżowaniem ulic Rejowieckiej i Kochanowskiego, choć wcześniej zapowiadano, że ono również będzie wyłączone z ruchu.

W drugi dzień protestu (w środę 18 stycznia) część rolników udała się z Chełma do Brzeźna, gdzie przez kilkadziesiąt minut blokowali drogę, przechodząc wielokrotnie przez przejście dla pieszych. W ten sam sposób wieczorem blokowano rondo im. Dmowskiego w Chełmie.

– Nie spowodowało to większych utrudnień. Byliśmy na miejscu i prowadziliśmy ręczną regulację ruchu. Płynność była zachowana – mówią policjanci.

W ich ocenie protest przebiegł spokojnie i bez incydentów.

– Przez cały czas trwania protestu policjanci całodobowo czuwali nad bezpieczeństwem osób strajkujących, kierowców oraz okolicznych mieszkańców. Zorganizowaliśmy objazdy dla samochodów ciężarowych. Interwencji nie podejmowaliśmy, gdyż nie doszło do naruszenia przepisów – informuje KMP w Chełmie. (w)

News will be here