Długa walka z reklamowym chaosem

Reklamowy chaos potrwa w Lublinie jeszcze co najmniej trzy lata

Nawet trzy lata może potrwać usuwanie z lubelskich ulic szpecących reklam i szyldów. W ratuszu trwają prace nad projektem stosownej uchwały.


– Finalizujemy projekt uchwały. Myślę, że to kwestia kilku miesięcy, by zaprezentować całość. W ostatnim czasie uwagi w tej kwestii nie spływają – przyznaje Hubert Mącik, miejski konserwator zabytków.
Wprowadzenie kodeksu reklamowego to wymóg, jaki na samorządy gminne nakłada tzw. ustawa krajobrazowa. Po przegłosowaniu jej przez radnych przedsiębiorcy będą mieli określony czas na usunięcie nielegalnych i wielkopowierzchniowych nośników. Dziś atakują one w wielu miejscach miasta, m. in. przy dworcu autobusowym, na alei Witosa, czy ostatnio na elewacji budynku Astorii. Sprawa jest jednak skomplikowana. – Mówimy o trzyletnim okresie dostosowania. Uważam, że to zbyt długi okres. Wystarczyłyby maksymalnie dwa lata – mówi Hubert Mącik.
Część przepisów w uchwalonych niedawno miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego przygotowano już pod kątem reklamowych obostrzeń. – Będą przenoszone do projektu kodeksu reklamowego – przypomina konserwator zabytków.
Np. miejscowy plan dla rejonu Podzamcza z 2015 roku już zakazuje instalacji nośników i reklam na dachach. Dopuszcza maksymalnie jeden szyld na parterze, a litery i cały napis musi spełniać określone parametry.

Słone kary

Za niedostosowanie się do przepisów będą groziły surowe kary. Naliczane będą z dwóch wskaźników, stałego i od wielkości nośnika. Za dzień „szpecenia” mogą wynieść nawet 100 złotych.
Zaznaczmy, że szyldy będą mogły znajdować się tylko na poziomie parteru. Tak zwane „semafory” (szyldy zawieszone w pionie, pod kątem prostym, przyp. red.) sięgną maksymalnie 1,8 metra od elewacji budynków. Przewidziano też kolorystyczne wkomponowanie szyldów w budynków, niemniej sprawa pozostaje szeroko ujęta. – Co realnie oznacza „wkomponowanie kolorem w całość budynku?” W tej kwestii byłbym ostrożny, potrzebne będzie doprecyzowanie – zaznacza miejski konserwator zabytków.
W sprawie odbyło się kilka spotkań, głównie z mieszkańcami Śródmieście i Starego Miasta.
Do dyskusji chcą włączyć się także agencje reklamowe. – Proponujemy wymianę praktycznych doświadczeń. Uchwała jest potrzebna, ale nie powinna być kierowana do przedsiębiorców, a do wszystkich mieszkańców. Wrogiem numer 1 nie jest reklama sama w sobie, a banery i płachty na osiedlach – uważa Janusz Babicz z jednej z głównych lubelskich agencji reklamowych.

Nałęczów już uporządkowano

W naszym województwie walkę z reklamową „szyldozą” podjął już Nałęczów. Dyrektor Mącik zaznacza jednak, że wdrażanie ograniczeń reklamowych w uzdrowisku, a w stolicy województwa to zupełnie inna sprawa. – Mówimy o zupełnie innej skali miasta. Owszem, część rozwiązań obserwujemy. Lublin w swojej specyfice wymaga jednak znacznie więcej czasu na wdrożenie kodeksu reklamowego.

Gdzie najpierw znikną reklamy?

Gminy samodzielnie decydują, w jakim tempie porządkują reklamowy chaos. W większych miastach odbywa się to stopniowo, począwszy od centrum. Nie inaczej będzie w Lublinie.
Porządki rozpoczną się na dobre od obszaru tzw. historycznego śródmieścia wyznaczonego ulicami: Północną, Jaczewskiego, Kalinowszczyzna, Muzycznaą Głęboką oraz ul. Poniatowskiego. BACH

O tym, że nie ma co się spieszyć z wdrożeniem kodeksu reklamowego, przekonywał 14 lutego na forum Rady Lokalnej Przedsiębiorczości Hubert Mącik, miejski konserwator zabytków. Powołał się na przykład Łodzi – jedynego dużego miasta, które wdrożyło w życie reklamowe obostrzenia. Uchwałę tamtejszej rady zaskarżył do sądu administracyjnego wojewoda łódzki. Sąd uznał argumenty o ingerencji we własność prywatną i uchylił miejski kodeks. Sprawa miała też nie zostać należycie skonsultowana z mieszkańcami.
Projekt lubelskiego kodeksu reklamowego może pojawić się na sesji rady miasta za kilka miesięcy, najwcześniej w czerwcu. CH

News will be here