Nie brak dróg i… malkonetnów

Tegoroczna jesień to ważny okres dla infrastruktury drogowej powiatu włodawskiego. Właśnie ukończono dwie kluczowe inwestycje, które w znacznym stopniu rozwiązują problemy komunikacyjne i znacząco poprawiają bezpieczeństwo na drogach. Mimo tego nadal słychać głosy krytyki: a to że woda nie spływa, a to że chodnik za szeroki, albo że nie ma go wcale.

W ostatnich dniach do użytku oddano trzykilometrowy odcinek drogi z Urszulina do Andrzejowa i z Urszulina do Sumina (4 km). Zwłaszcza tę pierwszą inwestycję śmiało można uznać za wzorcową, gdyż na niemal całej długości drogi wybudowano chodnik przechodzący w ścieżkę rowerową, zaś odcinek w samym Urszulinie, który co roku w mediach powracał w związku z wielkimi zastoinami wody, został wyposażony w kanalizację burzową. Ale to nie wszystko.

W Zachajkach (gm. Wyryki) przebudowano skrzyżowanie dróg powiatowych, wyposażając je w chodniki, a w Wytycznie wybudowano 2 kilometry asfaltowej ścieżki rowerowej. Krajobraz drogowy zmienia się także w Kulczynie i Kolonii Kulczyn (gm. Hańśk), gdzie w ramach scaleń dobiega końca budowa prawie 4 kilometrów dróg asfaltowych i przebudowa 10 kilometrów dróg gruntowych. Po powiecie włodawskim jeździ się coraz lepiej, mimo to nie brakuje malkontentów. – Odpowiadający za te inwestycje członek zarządu powiatu, Adam Panasiuk przyznaje, że teraz więcej czasu poświęca na tłumaczenia niż na świętowanie.

– Wykonaliśmy roboty drogowe o wartości kosztorysowej prawie 16 mln zł, a niemal z każdej strony słyszę krytykę i narzekania, że to i tamto źle, że to za mało, bo ścieżki rowerowe i chodniki powinny być na całych długościach i że wszystkim powinniśmy wybudować zjazdy aż do granicy działek – mówi. – Nie pomagają tłumaczenia, że jeżeli wydamy bardzo dużo pieniędzy dla rozwiązania problemu komunikacyjnego dla jednej czy dwóch wsi, to może nam zabraknąć środków na inne rzeczy. Bardzo często porównuje się nas do powiatu chełmskiego, gdzie robiony jest bardzo długi kilometraż dróg, choć raczej z ubogą infrastrukturą towarzyszącą.

Z całą pewnością mogę powiedzieć, że minęły te czasu, gdy ludzie wyrażają radość z tak dużych inwestycji. Teraz tych zadowolonych raczej nie widać, z kolei niezadowoleni krzyczą tak głośno, że odbiera to chęci do świętowania. No i niestety, niemal każdego dnia zamiast pracować nad kolejnymi projektami, muszę poświęcić godzinę lub dwie, by odpowiadać na pisma malkontentów, a nawet służby kontroli, które są zobowiązane sprawdzić każdy sygnał płynący od niezadowolonego mieszkańca – tłumaczy Pansiuk. (bm)

News will be here